Powrót prątka
Gruźlica znów zbiera w Polsce żniwo, a leczenie to ogromne wyzwanie. Prątki są jak zombie
W 1882 r., kiedy Robert Koch odkrył prątka wywołującego gruźlicę, choroba ta była przyczyną co siódmego zgonu w Ameryce i Europie. Bakteria nazwana Mycobacterium tuberculosis łatwo przenosi się między ludźmi drogą kropelkową, toteż jeszcze na początku XX w. była źródłem przewlekłej ogólnoświatowej epidemii zwanej białą śmiercią. Po wojnie udało się nad nią zapanować dzięki antybiotykom, a po wprowadzeniu szczepień – w Polsce obowiązkowych od 1955 r. – już można się było przed nią chronić.
– Jeszcze w 1959 r. z powodu gruźlicy zmarło w Polsce 26 tys. dzieci, a 3 tys. z nich miało mniej niż 14 lat – przypomina dr hab. Maria Korzeniewska-Koseła, która kieruje Zakładem Epidemiologii i Organizacji Walki z Gruźlicą w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie. Ale w latach 90. XX w. zaczęto wierzyć, że gruźlicę pokonamy tak jak ospę prawdziwą i pozostanie tylko wspomnieniem minionej epoki.
– Trudno powiedzieć, skąd wziął się ten optymizm – zastanawia się prof. Korzeniewska-Koseła. Czyżby z powodu dostępności szczepionek BCG? – Ich skuteczność okazała się połowiczna, bo choć zabezpieczają dzieci do 5. roku życia przed ostrymi śmiertelnymi postaciami gruźlicy, czyli prosówką i zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych, nie zwalczają skutecznie choroby – przyznaje ekspertka. Tylko w niewielkim stopniu chronią dorosłych, a więc tych, którzy głównie zapadają na gruźlicę płuc i zakażają swoje otoczenie.
Być może wiara w to, że w XXI w. gruźlica nie będzie dla tzw. cywilizowanego świata zagrożeniem, wzięła się stąd, że nie spodziewano się już wojen ani napływu milionów emigrantów z obszarów, na których ta choroba nigdy nie przestała występować. Przybyło też czynników obniżających odporność, takich jak cukrzyca, nowotwory, restrykcyjne diety, stres oraz inne choroby zakaźne, jak zakażenie HIV.