Obrona przed ochroną
Parki narodowe: wszyscy ich w Polsce chcą, a i tak nie powstają. Może uda się z jednym
Najbliżej jest na podszczecińskim Międzyodrzu, na 6 tys. ha zdziczałych podmokłości rozciągających się między dwiema odnogami Odry w gminach Kołbaskowo, Gryfino i Widuchowa. Rzeka płynie tu leniwie, ale miejscowi wiedzą, że gdy mocno wieje z północy, robi się niebezpiecznie. Podczas cofki poziom wody, energicznie pchanej wiatrem z Zalewu Szczecińskiego, podnosi się nawet o metr i rzeka szeroko się rozlewa. Fala jest kapryśna, łatwo o wywrotkę, trzeba uważać. Tak też, zdaniem krytyków, będzie z parkiem. Tym razem cofka idzie nie od Szczecina, lecz od Warszawy. Kierownictwo Ministerstwa Klimatu i Środowiska posłuchało bowiem podszeptów nadodrzańskich przyrodników.
W niemieckich czasach Międzyodrze tętniło życiem kierowanym ludzką ręką. Odrę po gospodarsku uregulowano, wzorem Holandii tworzono m.in. poldery przeciwpowodziowe. Starorzecza tnące płaskie dno doliny wzięto w karby kanałów, te zatarasowano jazami, co pozwalało sterować rytmem nawadniania łąk, starannie wypasanych i wykaszanych. Jeszcze po wojnie wypas kontynuowano, ale nie doglądano śluz, więc trawiasta równina porosła szuwarem. Są tacy przeciwnicy idei parku, którzy chcieliby powrotu do dawnych porządków: apelują o udrożnienie kanałów i remonty urządzeń hydrotechnicznych. Ryba będzie miała się gdzie trzeć. Rybacy z działającej od 70 lat spółdzielni rybackiej „Regalica” będą mieli co łowić. Wędkarze będą mieli gdzie pływać. Teraz w zamulonych kanałach nie da się opuścić silnika, a są takie, gdzie po wodzie nie ma śladu. Można tam chodzić w trampkach. – Konieczna jest rewitalizacja i gwarancje, że rybacy i lokalna społeczność zachowają swobodny dostęp, jaki mieli do tej pory. A później możemy rozmawiać o innych sprawach – zastrzega prezes „Regalicy” Krzysztof Grzelak.