Chleb – 7 zł, kilogram mąki – 13 zł, paczka makaronu – 9 zł, opakowanie musli – 20 zł. To nie hiperinflacja, lecz ceny w sklepach z żywnością bezglutenową. – Gdy po raz pierwszy na nie spojrzałam, zakręciło mi się w głowie – wyznaje Justyna Wojteczek, u której kilka miesięcy temu rozpoznano celiakię i odtąd musi zwracać pilną uwagę na to, co je.
Celiakia jest szczególną chorobą – jej leczenie nie wymaga stosowania żadnych leków, tylko specjalnej diety pozbawionej glutenu. A gluten to białko obecne w pszenicy, życie, jęczmieniu i owsie – zbożach, które można spotkać w większości artykułów spożywczych. Osoby z celiakią muszą więc korzystać ze specjalnie zmodyfikowanych produktów pozbawionych tego składnika. – Mogę tylko współczuć rodzinom, w których dwójka lub trójka dorastających dzieci choruje na celiakię. Na ich żywienie muszą wydawać majątek – mówi Justyna Wojteczek.
Nie ma tygodnia, by do Polskiego Stowarzyszenia Osób z Celiakią i Na Diecie Bezglutenowej nie zgłaszano próśb o wsparcie finansowe. – Ponieważ nie mamy możliwości dofinansowywania zakupów żywności bezglutenowej, możemy tylko służyć radą, jak ubiegać się o zasiłek pielęgnacyjny dla dzieci – informuje prezes Stowarzyszenia Małgorzata Źródlak, matka 9-letniego Michała, który od trzech lat jest na takiej diecie. – Sporo osób nie przestrzega rygorów dietetycznych właśnie z powodów finansowych. Dlatego przygotowaliśmy petycję do ministra zdrowia w sprawie choćby najmniejszej refundacji kosztów diety, która przecież dla osób z celiakią jest podstawowym lekiem.
W Unii Europejskiej istnieją mechanizmy udzielania tego rodzaju pomocy; na przykład po przesłaniu do odpowiedniego urzędu kodów kreskowych zakupionych towarów otrzymuje się częściowy zwrot poniesionych wydatków.