Myślenie rakiem
Lęk przed rakiem pcha nas do bardzo groźnych działań. Kancerofobia może zabijać
MARCIN ROTKIEWICZ: – Fobia to irracjonalny i uporczywy lęk diagnozowany jako zaburzenie psychiczne. Czy lęk przed czymś tak przerażającym jak rak* może być nieracjonalny?
DAVID ROPEIK: – Może, gdyż w niektórych przypadkach przewyższa rzeczywiste ryzyko i wyrządza duże szkody. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że poruszana przeze mnie tematyka jest wyjątkowo delikatna. Dlatego już w pierwszym zdaniu swojej książki „Curing Cancerphobia” (leczenie kancerofobii) przepraszam czytelników, bo sugerowanie, iż strach przed tą bardzo poważną chorobą bywa przesadny, może okazać się bolesne dla tych, którzy jej doświadczyli. A moim celem nie jest umniejszanie czyjegoś cierpienia, lecz zwrócenie uwagi na szerszy problem. Analizuję zjawisko kancerofobii z punktu widzenia zdrowia publicznego.
Nie jest pan też pierwszym, który użył terminu „kancerofobia”.
Zrobił to w 1948 r. brytyjski lekarz i epidemiolog John Ryle. Argumentował, że powszechność lęku przed rakiem czyni go problemem zarówno indywidualnym, jak i społecznym, ponieważ prowadzi do nieszczęść oraz chorób fizycznych i psychicznych.
W książce cytuje pan także amerykańskiego onkologa Johna Crile’a, który w 1955 r. napisał, że strach przed rakiem może powodować więcej cierpienia niż sama choroba. Zgadza się pan z tak daleko idącą opinią?
Nie. Crile był typem indywidualisty i takie mocne stwierdzenia miały przyciągnąć uwagę oraz wywołać zmiany. W jego czasach leczenie raka piersi polegało na radykalnej mastektomii, czyli zastosowaniu procedury Halsteda (polegającej nie tylko na usunięciu całej piersi, ale m.in. mięśni wokół niej – przyp. red.). Ojciec Crile’a, chirurg, w połowie lat 40. XX w. zaczął przeprowadzać mniej inwazyjne operacje, co skłoniło jego syna do ostrożniejszego podejścia.