Mars i Wenus: zbliżenie
Mars i Wenus: zbliżenie. Czy kobiety naprawdę gadają trzy po trzy, a mężczyźni mówią mądrze?
AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – Tytuł pani książki „Marsjanie i Wenusjanki? O języku młodych Polek i Polaków” nawiązuje do książki Johna Graya, który pisał o różnicach między płciami wynikających z innego sposobu myślenia, zachowań, zainteresowań. Czy to przekłada się też na istnienie w obrębie jednego języka narzecza kobiet i mężczyzn?
JOLANTA SZPYRA-KOZŁOWSKA: – Od lat 70. XX w. amerykańscy naukowcy próbują dociec, czy jest coś takiego jak genderlekty, ale wyniki ich badań są niejednoznaczne – podczas gdy według jednych różnice w języku kobiet i mężczyzn są duże, według innych niewielkie, a są i takie, które w ogóle negują ich istnienie.
Przez wieki kobiety nie były dopuszczane do edukacji i sfery publicznej, więc kiedy w latach 70. zaczęły się w USA badania nad językami płci, mogły mówić inaczej niż mężczyźni.
I mówiły. W wydanej w 1975 r. książce „Język a miejsce kobiety” Robin Lakoff wymienia cechy ich języka, które wynikały z wcześniejszych ograniczeń: kobiety mówiły uprzejmiej i używały wielu słów wskazujących na niepewność. To wszystko odzwierciedlało ich zależność od mężczyzn i niższy status. Oparte na obserwacjach i intuicji spostrzeżenia amerykańskiej językoznawczyni były uderzająco podobne do tego, co pisał w 1922 r. duński językoznawca Otto Jespersen. Według niego kobiety miały znacznie uboższy język niż mężczyźni i w przeciwieństwie do nich często nie kończyły zdań, ponieważ najpierw mówiły, a później myślały. Brzmi to seksistowsko, ale nadal pokutuje, mimo że od tamtego czasu sytuacja kobiet w naszym kręgu cywilizacyjnym uległa dużej zmianie. Poglądów Lakoff nie uznaje się dziś jednak za aktualne, choć jej książka sprawiła, że badacze zaczęli sprawdzać prawdziwość jej tez.