Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Nauka

Niebieskie migdały

10 lat temu męska potencja stała się towarem dostępnym w aptekach. Zestawmy bilans zysków i strat oraz niespełnionych i spełnionych nadziei.


Mężczyźni nie mieli do tej pory pigułki, która dawałaby im możliwość kontrolowania erekcji. Fot. Felix E. Guerrero, Flickr, (CC BY SA)
 

Podobno w przyrodzie nic nie dzieje się przypadkiem, zatem światową premierę Viagry sprzed 10 lat też trudno uznać za przypadkową. Czyż ten błękitny specyfik nie pojawił się na zamówienie tego samego pokolenia, które w młodości po raz pierwszy zakosztowało dobrodziejstw pigułki antykoncepcyjnej i mogło – jak żadne inne przedtem – cieszyć się pełnią życia seksualnego? Ochrona hormonalna umożliwiła kobietom przejęcie kontroli nad płodnością, co otworzyło drogę do większej swobody seksualnej. Ale radosny seks przygasł, kiedy okazało się, że z wiekiem ciało partnera zawodzi, trudno więc liczyć na seksualne spełnienie.

Na ratunek przyszedł przemysł farmaceutyczny. Mężczyźni nie mieli do tej pory pigułki, która dawałaby im możliwość kontrolowania erekcji – a wielu wchodziło właśnie w wiek, kiedy zaczynają się z nią problemy. Amerykański potentat Pfizer mądrze skalkulował: skoro nasza substancja zwana sildenafilem, bo taka jest chemiczna nazwa Viagry, pomaga rozszerzać naczynia w sercu, dlaczego nie miałaby tego samego robić w męskim prąciu? I już po kilku miesiącach od wprowadzenia jej na rynek Pfizer znalazł się na pierwszym miejscu wśród firm farmaceutycznych. Popyt na niebieską pigułkę zgodnie z oczekiwaniami okazał się ogromny.

Dla dam i huzarów

Nie było w ostatniej dekadzie innego leku, któremu towarzyszyłaby tak potężna akcja marketingowa. Wystarczyło połączyć słowa „wigor” z „Niagarą”, by uczynić z niebieskiej tabletki markę, o której będzie się pamiętać zawsze, nawet gdy wyprą ją z rynku inne medykamenty.

Polityka 16.2008 (2650) z dnia 19.04.2008; Nauka; s. 84
Reklama