W czwartek późnym popołudniem i w nocy przez Polskę przeszedł gwałtowny front burzowy. Zniszczenia w wielu rejonach kraju są spektakularne, powalone drzewa blokują drogi, zerwane są linie wysokiego napięcia. Są też – niestety – ofiary śmiertelne w woj. dolnośląskim i łódzkim.
To już kolejny atak niszczących burz w te wakacje. Co kilka dni nawałnice, grad i wichury możemy śledzić niemalże na żywo, dzięki wszechobecnym ekipom telewizji informacyjnych. Obrazy zniszczeń, nadsyłane przez widzów za pomocą telefonów komórkowych, robią spore wrażenie. Towarzyszą im dramatyczne komentarze ekspertów, którzy przestrzegają przed gwałtownymi zmianami klimatu. Czy jednak naprawdę jest tak, że oto w ostatnich kilku latach w pogodzie coś się wyraźnie popsuło? Naukowe dane temu przeczą.
Klimatyczny stres
Pogoda nie oszalała – takie wnioski płyną z informacji przygotowanych na zlecenie redakcji „Polityki” przez warszawski Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Jest to główny w kraju ośrodek naukowy, zajmującym się badaniem zjawisk pogodowych. Według danych, które otrzymaliśmy z IMGW, liczba dni burzowych w Warszawie, w latach 2001-2008 wyniosła 28. To zaledwie o jedną dziesiątą więcej, niż w latach 1999-2000 (wtedy było to 27,9 dni). Również aktualne wakacje pod tym względem mieszczą się (na razie) w normie. Do końca deszczowego przecież czerwca było w Warszawie łącznie 14 dni burzowych. To oznacza, że dokładnie w połowie roku została wyrobiona połowa średniej za ostatnie 20 lat.
W porównaniu do poprzednich dekad też nie można mówić o gwałtownym skoku. W latach 1971-1980 zaobserwowano w Warszawie 25,2 dni burzowych. W latach 1981-90 - 24,2 dni.
Gdzie te trąby?
Jest też dostępne opracowanie IMGW dotyczące częstotliwości występowania w Polsce trąb powietrznych.