Przemek Berg: – Kiedy zaczął się pan interesować fizyką cząstek?
Grzegorz Brona: – Już w liceum. Dzięki mojemu nauczycielowi fizyki prof. Stanisławowi Lipińskiemu postanowiłem, że zostanę fizykiem, a po przeczytaniu słynnej książki Leona Ledermana „Boska cząstka”, o poszukiwaniu bozonu Higgsa, postanowiłem dodatkowo, że zostanę fizykiem zajmującym się cząstkami elementarnymi. Na pierwszym roku studiów na Uniwersytecie Warszawskim miałem okazję rozpocząć współpracę z prof. Barbarą Badełek z Zakładu Fizyki Cząstek Elementarnych i to ona, przez następne lata, starała się rozbudzić moje zainteresowania, nie tylko bozonem Higgsa, ale w ogóle – całą fizyką cząstek elementarnych. Po trzecim roku studiów udało mi się wyjechać na staż do CERN. W czasie stażu rozpocząłem pracę przy eksperymencie Compass, wówczas największym realizowanym w ośrodku CERN. Po obronie doktoratu rozpoczęło się dla mnie kolejne wyzwanie – praca przy uruchomionym właśnie Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC).
Przez ponad dwa lata pracował pan bezpośrednio przy eksperymencie CMS w CERN. Wyjaśnijmy: CMS (Compact Muon Selenoid) to nazwa detektora cząstek i jednocześnie eksperymentu realizowanego przy zderzaczu LHC. Co pan tam robił?
Byłem na stażu naukowym opłacanym przez laboratorium CERN i zajmowałem stanowisko tzw. senior fellow. Kierowałem utworzoną przeze mnie grupą około 30 naukowców, których zadaniem jest badanie pewnych aspektów chromodynamiki kwantowej, czyli tzw. oddziaływań silnych. W przyrodzie znamy cztery typy oddziaływań: grawitacyjne, elektromagnetyczne, jądrowe słabe i jądrowe silne. Chromodynamika zajmuje się badaniem tych ostatnich.
Dlaczego pan wrócił?
Po zakończeniu stażu podjąłem ponownie pracę na Uniwersytecie Warszawskim.