Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Rynek

Reszty nie trzeba

Banki zniechęcają nas do gotówki

Droga w produkcji i obsłudze - gotówka. Droga w produkcji i obsłudze - gotówka. BEW
Przelewy internetowe, polecenia zapłaty, płatności mobilne i nowość – karty zbliżeniowe – tak nabiera tempa zmasowana akcja zniechęcania Polaków do używania gotówki.

1 proc. PKB – to dla większości abstrakcyjna wielkość, jednak kryje się pod nią imponująca kwota około 13 mld zł. Na tyle właśnie szacuje się w Polsce rocznie koszty obrotu gotówkowego – produkcji pieniędzy, ich przewożenia, ochrony, magazynowania, przeliczania itp. Większość z nich ponoszą oczywiście banki. Nic zatem dziwnego, że stają na czele zmasowanej akcji zniechęcania Polaków do używania gotówki. Akcji prowadzonej pod szczytnymi hasłami modernizacji kraju, nadrabiania dystansu do Europy Zachodniej (tam gotówka jest mniej popularna niż u nas) i oczywiście zwiększania bezpieczeństwa obywateli. Bo - jak przekonuje Związek Banków Polskich – wbrew obiegowym opiniom, znacznie większe są straty z powodu utraty gotówki, niż kradzieży bądź podrobienia karty płatniczej. W tej kampanii pojawił się niedawno nowy oręż, wprowadzany stopniowo do oferty instytucji finansowych. To karty potocznie zwane zbliżeniowymi.

Błyskawiczne zbliżenie

Pod tym hasłem kryją się standardowe karty płatnicze – debetowe oraz kredytowe – wyposażone w nową funkcję. Aby odróżnić je od dotychczas istniejących, noszą dodatkową nazwę PayPass (w przypadku systemu MasterCard) albo PayWave (dla systemu Visa). Zaszyty w plastikowej karcie mini nadajnik radiowy wysyła sygnał do terminalu, który odnotowuje płatność. Zasięg tego nadajnika to nie więcej niż kilka cm, podobnie jak w przypadku m.in. kart miejskich, wprowadzonych przez niektóre polskie metropolie.

Taką kartą zbliżeniową możemy w wybranych miejscach zapłacić za zakupy do 50 zł, jedynie dotykając terminala, a nie wkładając i czekając na wydruk. Nie potrzeba wprowadzać numeru PIN ani składać podpisu. Dzięki temu płacenie kartą zbliżeniową trwa znacznie krócej niż tradycyjną – dosłownie sekundę. Oczywiście w przypadku większych zakupów, lub w sklepach wyposażonych w starsze terminale, wszystko odbędzie się tak, jak do tej pory, bo oprócz nadajnika te kawałki plastiku mają jeszcze zaszyty w sobie chip oraz stary dobry pasek magnetyczny.

Karty zbliżeniowe na razie mają w ofercie BZ WBK, ING, Alior, mBank i MultiBank. Dodatkowo pojawiają się mini-karty w formie nalepek na dowolny przedmiot noszony ze sobą, np. telefon komórkowy (Zbliżaki w ING albo mini-karta w Polbanku dla klientów sieci Era). Kartę zbliżeniową, podobnie jak tradycyjną, można ubezpieczyć przed złodziejem.

Na razie karty zbliżeniowe to raczej ciekawostka. Zarówno liczba wykonywanych nimi transakcji oraz ich wartość stale rosną, ale wciąż stanowią margines. Zdecydowana większość z obecnych na rynku ponad 32 mln kart płatniczych nie ma tej możliwości.

Przed nami jeszcze długa droga, zanim za wszystko zapłacimy plastikiem. Nie tylko zbliżeniowo, ale w ogóle. Według ocen bankowców nadal ponad 90 proc. transakcji w Polsce odbywa się droga gotówkową. Dla instytucji finansowych to poważny problem, z którym będą walczyć.

Kij i marchewka

Wydający karty robią, co mogą, aby zachęcić nas do jak najczęstszego korzystania z nich. Stosują zarówno zachęty jak i kary. Z jednej strony niektóre banki oferują w ramach promocji zwrot na konto 1 proc. wydatków poniesionych przy użyciu karty płatniczej (np. mBank). A równocześnie karzą tych, którzy zbyt rzadko korzystają z kart, bądź zbyt mało pieniędzy wydają w ten sposób, naliczając im miesięczne lub roczne opłaty za posiadanie plastiku.

Drugim filarem walki z gotówką ma być zachęcanie Polaków do jak najczęstszego używania przelewów. Takie formy jak polecenie zapłaty (czyli upoważnienie usługodawcy do ściągania z naszego konta co miesiąc kwoty aktualnego rachunku) albo zlecenie stałe (umożliwiające automatyczne przelewanie określonej kwoty na wskazane konto) zdążyły już się upowszechnić. Wciąż za to w powijakach są systemy umożliwiające wystawianie i przesyłanie elektronicznych faktur. Dzięki nim możemy otrzymywać drogą internetową rachunek za usługi bądź zakupy i samemu decydować, kiedy go zapłacimy. To rozwiązanie na razie nie jest niestety obecne w ofercie większości banków, choć w ciągu najbliższych kilku lat powinno się upowszechnić.

Znacznie szybciej za to zdobywa popularność używanie komórki zamiast portfela, czyli różne formy płatności mobilnych. Najprostsze z nich to po prostu wysyłanie esemesów na skrócone numery, znacznie droższe od zwykłych. Najczęściej mają one cztery lub pięć cyfr i zaczynają się cyfrą 7. Należna kwota doliczana jest do naszego rachunku, a sprzedawca dzieli się zyskami z operatorem. Oczywiście także i ta forma nie jest wolna od oszustów żerujących na ludzkiej naiwności. W przypadku wątpliwości warto zawsze sprawdzić na stronach Urzędu Komunikacji Elektronicznej, jaki jest rzeczywisty koszt wysłania wiadomości na dany numer i kto otrzyma te pieniądze.

Powoli rozbudowuje się system mPay, również wykorzystujący komórkę jako narzędzie do płatności bezgotówkowych. Dzięki mPay można płacić za parkowanie w kilku polskich miastach oraz za przejazdy komunikacją miejską – na razie tylko w Warszawie i Lublinie. mPay wykorzystuje technologię elektronicznej portmonetki. Każdy z użytkowników ma własne konto, które doładowuje przelewem. Płatność dokonywana jest przez wykonanie z telefonu połączenia ze specjalnym numerem lub wykręcenia za pomocą aparatu podanego przez sprzedawcę ciągu cyfr. Jako bezgotówkowa forma płatności mają również w przyszłości służyć karty miejskie, na co dzień wykorzystywane w autobusach i tramwajach. Przykładowo Warszawska Karta Miejska ma funkcję elektronicznej portmonetki (na razie niestety szerzej niewykorzystywaną). Również nowoczesne Elektroniczne Legitymacje Studenckie być może będą służyć jako karty płatnicze, oczywiście o ograniczonych możliwościach.

Polak bez konta

Ale zniechęcanie Polaków do gotówki jest trudne już choćby z tak prozaicznego powodu jak brak konta w banku. Według różnych statystyk w takiej sytuacji jest od 40 do nawet 60 proc. Polaków. Ta druga liczba to wynik badań przeprowadzonych w ubiegłym roku przez Eurostat, który dodatkowo stwierdził, że prawie połowa z nas to osoby „finansowo wykluczone”. Nic dziwnego, że banki z wielką nadzieją patrzą na kilkunastomilionową rzeszę potencjalnych klientów, których trzeba tylko jakoś – ale jak ? – zachęcić.

W ramach strategii rozwoju obrotu bezgotówkowego Związek Banków Polskich nie ukrywa, że chce zmienić zwyczaje pracowników, a przede wszystkim emerytów. – W Europie standardem jest przelewanie pensji czy emerytury na konto bankowe, a wyjątkiem – wypłata ich w gotówce. Tymczasem w Polsce obrót gotówkowy jest uprzywilejowany – mówi Remigiusz Kaszubski z ZBP. Jako przykład patologii podaje Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który rocznie wydaje na wypłatę świadczeń aż 300 mln zł. Jednym z najważniejszych celów, jaki stawiają sobie banki, jest zatem zwiększenie liczby kont posiadanych przez osoby starsze.

Oczywiście ustawowy wymóg przelewania emerytur i rent na konta byłby najlepszym możliwym prezentem dla sektora finansowego. Ale równocześnie wywołałby na pewno spore protesty społeczne. Nikt z nas przecież nie lubi być przez rządzących do czegokolwiek zmuszany. A banki w Polsce, szczególnie wśród starszego pokolenia, niekoniecznie budzą najcieplejsze uczucia.

To zresztą niejedyny problem, przed jakim stają ci, którzy chcą do 2013 r. znacznie zwiększyć w Polsce znaczenie obrotu bezgotówkowego. Wciąż wiele punktów usługowych oraz mniejszych sklepów niechętnie patrzy na płacących kartami. W kioskach, warzywniakach, kafejkach wciąż witają nas wywieszki – „płatność kartą powyżej 20 zł”. Dzieje się tak dlatego, że wciąż jest spór między operatorami terminali do płatności gotówkowych a sprzedawcami w sklepach. Ci drudzy narzekają na zbyt wysokie opłaty za obsługę transakcji, pobierane przez tych pierwszych (nawet 3-5 proc. wartości transakcji).

Na takie zarzuty bankowcy odpowiadają, że przecież obrót gotówką również kosztuje (niebezpieczeństwo fałszywek, przewożenie pieniędzy pod eskortą do banku itp.), i to znacznie więcej. To jednak nie przekonuje sprzedawców, którzy wolą liczyć żywy pieniądz, niż zapłacić kilka proc. operatorowi transakcji. Jeśli to się szybko nie zmieni, gotówka jeszcze długo w Polsce będzie miała się tak dobrze, jak teraz.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną