- Trzeba to było zrobić już dawno temu. Na początku będzie boleć. Ale przynajmniej pozbędziemy się przyzwyczajenia czytelników, że informacje wysokiej jakości można dostać za darmo – tak decyzję szefostwa firmy tłumaczy w gazecie David Firestone, szef działu krajowego „NYT”. Dostęp do internetowego serwisu dziennika będzie stopniowany. Dla odbiorców „przypadkowych”, którzy wpadną na niego poprzez link w wyszukiwarce albo z polecenia w serwisie społecznościowym, będzie możliwość przeczytania artykułu za darmo. Ale już po przejrzeniu kilku tekstów nasz miesięczny darmowy limit się wyczerpie. Aby dalej wędrować po serwisie, trzeba będzie zapłacić abonament.
Tylko prenumeratorzy papierowego wydania będą mogli korzystać ze strony bez dodatkowych opłat. Równocześnie szefowie „NYT” zapowiedzieli, że wycofują się z pomysłów sprzedawania tekstów na sztuki w internetowych „supermarketach” prasowych (np. powstający serwis journalismonline.com).
Wczorajsza decyzja zarządu „New York Timesa” to następstwo deklaracji jego właściciela, medialnego magnata Ruperta Murdocha. Już w zeszłym roku zapowiedział on, że należące do jego koncernu gazety przestaną rozdawać swe artykuły za darmo w sieci. Murdoch wielokrotnie podkreślał niesprawiedliwy układ, w którym informacje wyprodukowane przez jego dziennikarzy błyskawicznie stają się pożywką internetowych portali, rozsypują się po serwisach i blogach w globalnej sieci. Tylko niewielu czytelników zagląda do źródła i ogląda wyświetlane tam reklamy. Odbiera tym samym twórcom informacji dochody, a więc możliwość produkcji kolejnych tekstów. To bardzo charakterystyczne, że w kwietniu 2008 r.
Od stycznia 2011 r. aby poczytać „New York Timesa” w sieci, trzeba będzie zapłacić. Również YouTube testuje płatny dostęp do filmów. Czy to początek rewolucji i koniec epoki internetowej d@rmochy?
Reklama