Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Kuracja odchudzająca

Co ekonomiści chcieliby usłyszeć od premiera

Prawda prosto w oczy wyborcom - kto dziś to powie ? (dane na mapce przedstawiają stan na połowę roku 2009) Prawda prosto w oczy wyborcom - kto dziś to powie ? (dane na mapce przedstawiają stan na połowę roku 2009) Jacek Rostowski / PAP
Rząd chce ratować budżet, by uniknąć katastrofy na miarę Grecji, a jednocześnie wrócić na drogę do przyjęcia euro. Ale plan oszczędności mają wykonać... następcy.

W piątek premier z wielką pompą ogłosi – noszący dumną nazwę – plan rozwoju i konsolidacji finansów publicznych. To jednocześnie dobra i zła wiadomość. Dobra, bo z naszym budżetem są coraz poważniejsze problemy. Trzeba się więc cieszyć, że rząd ich nie tylko nie ukrywa, ale deklaruje chęć poprawy sytuacji. Ale to też zła wiadomość, bo skoro potrzebne są tak radykalne kroki, to znaczy, że wcześniej ten sam rząd udawał, że problemu nie ma. Sobie i nam zbytnio pofolgował.

Oczywiście światowy kryzys i spowolnienie gospodarcze w Polsce są częściowym usprawiedliwieniem naszej sytuacji. Prawdą jest również powtarzana nieustannie przez ministra finansów Rostowskiego mantra, że inni doprowadzili do jeszcze większego skoku długu publicznego, a nasz deficyt za zeszły i za ten rok mieści się w strefie europejskich stanów średnich. Szkoda tylko, że rząd wysyłał dotąd dosyć sprzeczne sygnały.

Związane były one oczywiście ze zbliżającymi się wyborami, a więc niechęcią do drażnienia głosujących. Najpierw byliśmy przekonywani, że nie możemy sobie pozwolić na zwiększanie wydatków, bo nas na to nie stać. Zebraliśmy wiele pochwał, a minister Rostowski dostał nawet nagrodę dla najlepszego europejskiego ministra finansów. W międzyczasie okazało się, ze wysoki deficyt, wynoszący oficjalnie aż 52 mld zł w 2010 r. już nie jest taki zły. Zgrabnie przemilczano fakt, że to rok wyborczy. Teraz z kolei dowiadujemy się, że jednak Polska zadłuża się nadmiernie, więc od 2011 r. trzeba się wziąć za uważne kontrolowanie wydatków, aby deficyt jak najszybciej zredukować i uniknąć przekroczenia progu 55 proc. długu publicznego. Miejmy nadzieję, że już więcej razy rząd zdania nie zmieni. Ciekawe zresztą, czy byłby taki surowy, gdyby nasza konstytucja pozwalała na dowolne zadłużanie się.

Reklama