Andrzej Lubowski: – A.L.Anna Schwartz, najbliższa współpracowniczka Miltona Friedmana, o Pana książce „Zrozumieć kryzys finansowy” mówi, że gdyby Friedman i ona napisali równie przekonywującą co Pan pracę rok, a nie 30 lat po rozpoczęciu Wielkiej Depresji, Stany Zjednoczone przeszłyby typową recesję, a nie najgłębsze załamanie gospodarcze w swej historii. Już w podtytule do amerykańskiego wydania swojej książki zdradza pan konkluzję: „Jak działania i interwencje rządów wywołały, przedłużyły i pogorszyły kryzys”. To ciężkie oskarżenie, zważywszy że sektor prywatny – banki, firmy ubezpieczeniowe czy agencje ratingowe – dołożył swoje cegiełki do tego, co się stało.
John B. Taylor: – To prawda, że winnych było wielu i w wielu miejscach popełniono błędy. Poszukując źródeł kryzysu, pytając o rolę i odpowiedzialność, trzeba jednak zacząć od pytania o to, kto zasiał kryzys. Nie mam wątpliwości co do winy rządu. Mam na myśli nie tylko działania banku centralnego (Fed) czy departamentu skarbu, ale także gigantów rynku hipotecznego, Fannie Mae i Freddie Mac, których przecież nie można uznać za prywatne instytucje tylko dlatego, że są notowane na giełdzie. To instytucje quasi-rządowe.
Nie byłoby kryzysu, gdyby inaczej wyglądała polityka monetarna. Na początku minionej dekady stała się zbyt luźna. Polityka nadmiernie niskich stóp procentowych, a taką moim zdaniem prowadził Fed po 2001 r., wywołuje skłonność do podejmowania nadmiernego ryzyka. Tani pieniądz ośmiela zarówno kredytodawców, jak i kredytobiorców. Ośmiela, znów użyję tego słowa, nadmiernie. Taka przecież jest geneza lawiny pożyczek tzw. sub-prime, czyli kredytu hipotecznego dla klienta o słabej wiarygodności.