Głównym zadaniem Rady Polityki Pieniężnej (RPP) jest dbanie o stabilność złotego, czyli pilnowanie inflacji. Już od startu jej nowi członkowie mają więc co robić. Ceny ostatnio mocno przyspieszyły, do 3,6 proc. Dla większości z nas to zła wiadomość. Zarobki obecnie nie rosną, więc inflacja zjada realną wartość naszych pensji. Czy nowa dziewiątka z RPP podniesie stopy procentowe, żeby ten wzrost zahamować? Jeśli tak, to zapewne zrobi to małymi kroczkami i bardzo ostrożnie, żeby nie zaszkodzić wzrostowi gospodarczemu. Wiadomo bowiem, że im wyższe stopy procentowe, tym droższe kredyty i gospodarka rozwija się wolniej. A na wzrost nowa Rada będzie zapewne chuchać i dmuchać. Nawet „jastrzębie”, a tak określa się zwolenników twardej polityki monetarnej, do których moglibyśmy zaliczyć Andrzeja Bratkowskiego, Jana Winieckiego, czy Andrzeja Rzońcę, nie będą domagać się jej zapewne za wszelką cenę.
Skład nowej Rady udało się wyłonić bez wielkich tarć politycznych, ale mimo wszystko odzwierciedla on głębokie polityczne podziały. Większą liczbę (6) członków RPP, czyli osoby wskazane przez Sejm i Senat, skłonni jesteśmy traktować jako „stronę prorządową”. Rozumianą – zresztą - bardzo szeroko, bo z rekomendacji Platformy Obywatelskiej trafił także do RPP prof. Jerzy Hausner, wicepremier lewicowego rządu Marka Belki. Trudno dziś przewidzieć, czy bliżej mu będzie do „jastrzębi”, czy do „gołębi”, na ile też będzie skłonny podzielać gospodarcze poglądy rządu. Ekonomiści przypuszczają, że będzie się kierował głównie własnymi poglądami.
Stroną „prezydencką” nazywani są trzej członkowie wskazani przez Lecha Kaczyńskiego. Ale także Sławomir Skrzypek, prezes NBP i jednocześnie przewodniczący Rady.