Przede wszystkim ich wspólną cechą jest zupełne lekceważenie zagrożenia dla polskich finansów publicznych z tytułu utraty przez nie składki emerytalnej przekazywanej przez ZUS do funduszy i przyczynianie się w ten sposób do narastania długu publicznego. Wiadomo, że powszechnie akceptowana konieczność reformy finansów publicznych (powstrzymania się od wydatków ponad stan), wymaga działań w wielu obszarach, ale to nie powód, by odciągać uwagę opinii publicznej od OFE, które są jednym z najpoważniejszych kreatorów zadłużenia publicznego.
Biorąc po uwagę deficyt budżetu w 2010 i 2011 roku przekroczenie limitu konstytucyjnego dla długu publicznego (60 proc. PKB) staje się coraz bardziej realnym zagrożeniem. Na przykładzie Grecji widać, jak żałosny jest los kraju, który musi błagać o pomoc międzynarodową, by uchronić się przed zupełnym bankructwem. Można zrozumieć, że zagraniczne instytucje finansowe, będące udziałowcami Powszechnych Towarzystw Emerytalnych (PTE), nie martwią się taką perspektywą w odniesieniu do Polski, ale obywatele naszego kraju powinni mieć świadomość tych zagrożeń. Można mieć obawy, że rządzący będą odwlekać konieczne zmiany tak długo, aż sytuacja stanie się krytyczna, a pozyskanie środków na spłatę już zaciągniętego długu będzie praktycznie niemożliwe.
O grożącej Polsce zapaści finansów publicznych moi polemiści nie bardzo więc chcą pamiętać. Stawiają też kilka innych, kontrowersyjnych tez.
1. Nadal bronią postulatu obowiązkowego uczestnictwa w funduszach emerytalnych wszystkich zatrudnionych co jest zjawiskiem rzadkim w świecie i nie zawsze przynosi dobre rezultaty. Na skutek obecnego kryzysu fundusze, w których udział jest obowiązkowy, znalazły się w dramatycznej sytuacji i wyciągnęły rękę po gwarancje państwowe, nie będąc w stanie wypłacać obiecanych emerytur.