Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Jak ratować Grecję?

Fundusz już nie taki straszny

Grecja uratowana – taka wiadomość miała pójść w świat po wczorajszym kompromisie na unijnym szczycie.

Radzono na nim, jak utrzymać wiarygodność wspólnego europejskiego pieniądza. Ale w rzeczywistości wszyscy zwrócili uwagę na zupełnie inny temat – oto padło wielkie europejskie tabu. Mimo oporu krajów południowej Europy, kanclerz Angela Merkel, zwyciężczyni tego szczytu, przeforsowała swoje żądanie. Na jakąkolwiek pomoc dla Grecji, jeśli ta o nią wystąpi, mają zrzucić się nie tylko członkowie strefy euro, ale także Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Dla przedstawicieli Europejskiego Banku Centralnego i najbardziej zagorzałych euroentuzjastów to perspektywa mrożąca krew w żyłach. Oto świadectwo klęski – sami nie potrafimy poradzić sobie z małą Grecją, choć przecież chcieliśmy stworzyć najważniejszy pieniądz świata. A o pomoc musimy prosić MFW, czyli pośrednio także Stany Zjednoczone, Japonię czy Chiny, jego najważniejszych udziałowców.

Rzeczywiście - nie tak to wszystko miało wyglądać. Ale dziś pójście po pomoc do Funduszu jest z punktu widzenia Angeli Merkel jak najbardziej uzasadnione. Bo za wszelką cenę trzeba ograniczyć kwotę, jaką na Grecję zapłaci europejski, a szczególnie niemiecki podatnik. Natomiast marzenia o wielkości euro trzeba na razie odłożyć na półkę.

Choć pożar nieco zagaszono, wczorajszy szczyt niestety nie podjął żadnych długofalowych decyzji, które mogłyby strefę euro naprawić i zapobiec powstawaniu kolejnych ognisk zapalnych. Angeli Merkel nie udało się skłonić innych do zaostrzenia Paktu Stabilizacji i Wzrostu, który wyznacza twarde kryteria, jakie muszą spełniać kraje członkowskie euro. Pamiętajmy, jednak że to same Niemcy razem z Francją doprowadziły kilka lat temu do jego osłabienia (przekraczając dopuszczalne limity wydatków budżetowych)!

Reklama