Kto ma forsę na szklany żwir i fabrycznie szlifowane kamienie sprzedawane na kilogramy, może się pokazać także na tarasie. Tam ustawia się nie tylko meble z egzotycznego drewna, ale też tarasowe meble kuchenne, przenośne kominki do grzania powietrza na zewnątrz, urządzenia do rozpylania zapachu, odstraszania komarów, światła, fontanny, cuda-niewidy. Do wyboru, do koloru. Odstępstwo od tuj sprowadziło do ogrodów drzewa i krzewy liściaste z ich kolorami, szumem liści i kojącą serce pierwszą jasną zielenią. W centrum ogrodniczym przy alei Krakowskiej w Warszawie stoją rzędy klonów palmowych jakoś bez wzięcia. Klon taki, sam w sobie zachwycający, dobrze wygląda w ogrodzie japońskim, lecz na przykład w leśnym, gdzie powinny królować kosodrzewiny, jałowce, parzydła, modrzewie różnego pokroju, konwalie, zawilce i trawy, plącze się bez sensu. Ja także rzuciłam się, jak wszyscy, na laurowiśnie, które ledwo dochodzą do siebie po zimie, na cedr himalajski (poległ tej zimy), czyli holenderski szał po wygłodzeniu ogrodowym w PRL. Oddaję teraz francuskie pieski znajomym, jeszcze zakrzepłym w fazie holenderskiej. Spróbujcie teraz kupić hortensje, lecz nie te popularne, ogrodowe, ale drzewiaste lub bukietowe, kwitnące w wielkich wiechach. Nie ma. Taka Limelight, też jakaś Holandia, lecz niebojąca się mrozów i pasująca do naszych poczciwych kalin, a niechby nawet
koreańskich. Tak jak odwraca się moda na Wanessy i Oliwie na rzecz Jadwiś, Franków i Staszków, tak wracają do łask bzy, także ten nieznany u nas kiedyś Palibin, który dłużej kwitnie i pachnie do zawrotu głowy. Z nowości na dobre weszły do ogrodów powojniki, zwłaszcza polskie odmiany – wspaniała Emilia Plater, generał Sikorski, Polish Spirit.
Rzędy iglaków nad betonową kostką i trawnikiem zaczynają powoli iść w odstawkę. Zamiast kostki wysypuje się drobne szlifowane szkiełka albo układa misterne kompozycje z barwionego drewna, giętego w esy floresy, także ze szkła, ceramiki i betonu w kolorkach. Ścieżki i podjazdy wyglądają jak obrazy.
Reklama