Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Pasażer na bocznicy

Znów zamieszanie na PKP

Największym wrogiem kolei w Polsce nie są samochody, autobusy czy samoloty, tylko politycy. Płacimy wysoką cenę za kompletnie niedaną reformę.

Pojadą? Nie pojadą? A może jednak pojadą? To pytanie przez długi weekend zadawało sobie wiele osób, planujących dziś podróż pociągiem interREGIO. Teraz już wiemy – większość nie pojechała. Teoretycznie sprawa jest prosta – spółka zarządzająca torami, czyli PKP Polskie Linie Kolejowe, po wielu miesiącach straciła cierpliwość. Stwierdziła, że niedługo utraci płynność finansową, jeśli przewoźnicy uruchamiający pociągi nie zaczną jej wreszcie regularnie płacić za używanie torów. Na pierwszy ogień poszedł największy dłużnik – Przewozy Regionalne. Najpierw nakazano im odwołać im część pociągów, a gdy tego nie zrobiły, Polskie Linie Kolejowe same poinformowały, które składy od dzisiaj nie wyjadą. Przynajmniej do czasu, gdy większość długu zostanie spłacona. W połowie miesiąca ten sam los ma spotkać PKP Intercity, które uruchamia pociągi EIC (Ekspresy InterCity) i TLK. Ale prawda jest nieco bardziej skomplikowana.

O ile bowiem rządowi udało się wreszcie przyspieszyć budowy i remonty dróg, to na kolei jego dokonania są niezbyt imponujące. A dokładniej – tragiczne, bo na razie przyniosły więcej szkody niż pożytku. Rząd przeprowadził bowiem pod koniec 2008 r. reformę przewozów pasażerskich. Spółce Przewozy Regionalne kazał zająć się tylko pociągami osobowymi, jeżdżącymi w obrębie poszczególnych województw, a pospieszne włączył do PKP InterCity. Miał być porządek, a tymczasem obie firmy znalazły się na skraju przepaści. Przewozy Regionalne, bo nie zostały do końca oddłużone, a dodatkowo po zabraniu im pospiesznych pozostały z olbrzymim przerostem zatrudnienia. InterREGIO - czyli tanie, choć niezbyt wygodne połączenia na głównych trasach - powstały właśnie dlatego, że Przewozy Regionalne postanowiły ratować za wszelką cenę swoje finanse.

Reklama