Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Euro już nie błyszczy

Kłopoty w strefie euro

Steffen Spitzner / Smarterpix/PantherMedia
Czy nadal powinniśmy spieszyć się z wymianą złotego na europejską walutę?

Polska droga do wprowadzenia euro jest kręta i najeżona pułapkami. Kiedy wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, powszechnie zakładano, że wejdziemy do unii monetarnej w 2008 lub 2009 r. I rzeczywiście, w 2007 r. zdołaliśmy spełnić wszystkie ekonomiczne kryteria, które upoważniają do złożenia w Komisji odpowiedniego wniosku. Tyle że w międzyczasie były wygrane przez PiS wybory. Nowa koalicja zrezygnowała z tej wyjątkowej okazji. Patrzyła spokojnie, jak do eurolandu wchodzą Słowacy.

Po zmianie rządu nastąpiła szybka mobilizacja. 10 września 2008 r., otwierając Forum Ekonomiczne w Krynicy, premier Donald Tusk zapowiedział możliwość wprowadzenia w Polsce euro w 2011 r. Pięć dni później wybuchł globalny kryzys, który spowodował gwałtowny wzrost naszego deficytu budżetowego i długu publicznego. Kiedy otrząsnęliśmy się z szoku, rząd ogłosił, że realny termin dla euro to lata 2014–15. I kolejny raz, jak na złość, system, tym razem europejski, zaczął trzeszczeć. Na skraju bankructwa stanęła Grecja, a całą strefę ogarnęła panika. Źródeł tego kryzysu trzeba szukać w momencie narodzin euro.

Na skraju bankructwa

W 1970 r. premier Luksemburga Pierre Werner sporządził raport, w którym zalecił wprowadzenie w EWG wspólnej waluty. Plan ten został niby odłożony na półkę, ale jego publikacja rozpoczęła trwający latami spór. Część krajów, na czele z Francją, parła do szybkiego wprowadzenia wspólnej waluty argumentując, że przyspieszy to proces europejskiej integracji. Odmienne stanowisko zajęli Niemcy, od lat przyzwyczajeni do twardej marki, opartej na mocnych fundamentach zdrowej polityki budżetowej.

Polityka 22.2010 (2758) z dnia 29.05.2010; Rynek; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Euro już nie błyszczy"
Reklama