Przejście z kilkulatkiem przez centrum handlowe bez wydania fortuny na rzeczy, których początkowo wcale nie zamierzaliśmy kupić, zawsze było trudne. Ostatnio jednak stało się zadaniem przekraczającym możliwości rodziców. Właściwie z każdej półki w supermarkecie atakują nas kreskówkowe postacie. Lalka Barbie namawia do pieczenia biszkoptowych babeczek z różowym lukrem (w wersji dla dziewczynek). Ten sam produkt w opcji unisex, z czekoladą, zachwala pies Scooby-Doo. Kubuś Puchatek promuje między innymi soczek pyszny jak miodek. Parówki w paski zachwala Tygrysek, wodę mineralną Królik Bugs, szyneczkę dla chłopców – Bob Budowniczy. Wygląda to tak, jakby postacie z bajek wyszły z przynależnego im działu z zabawkami i opanowały cały sklep.
Dla dziecka każdy taki produkt jest atrakcyjny. Przy każdym można zobaczyć rodziny z patrzącymi błagalnie dziećmi: chcę, chcę, kup mi. Niektórzy rodzice usiłują oponować, ryzykując atak płaczu. Inni z rezygnacją wkładają do koszyka kolejny piórnik, kubek, szczoteczkę do zębów czy mydło w płynie, z których uśmiecha się zalotnie Królewna Śnieżka.
Uciekamy z supermarketu. Empik i Smyka oraz inne sklepy z zabawkami omijamy szerokim łukiem. Daremnie. W odzieżowej sieci H&M rodziców dziewczynek natychmiast dopadnie olbrzymia kolekcja ubrań z Hello Kitty (od bluzek i majtek po buty i spinki do włosów), a chłopców dresy firmowane przez Spidermana. W polskiej ubraniowej sieci Reserved czeka na nas nowość tego sezonu – kolekcja ubrań z Królikiem Bugsem, ptaszkiem Tweety i innymi postaciami z kreskówek. W aptece atakują Piraci z Karaibów (na opakowaniach plastrów opatrunkowych). – Chcę to – błaga trzylatka, pokazując na różowe witaminy Plusssz. – Ale czy wiesz, co to jest? – pyta mama.