Merlin ma wśród polskich e-sklepów taką pozycję, jak The Body Shop na rynku kosmetyków. Ten brytyjski producent kremów, szamponów i balsamów był prekursorem trendu ekologicznego, zwrotu w stronę natury i mody na egzotykę. Choć nie najtańszy, The Body Shop uchodzi za elitarny, ma swoich wiernych wyznawców, troskliwie dobieraną ofertę i dobry PR. Wyrósł „obok i pomimo” drapieżnych korporacji, rozpychających się po rynku.
Podobnie było z Merlinem, który założony w 1999 roku przez grupę pasjonatów, przez lata był jednym z symboli rewolucji w polskim e-handlu. Dzięki konsekwentnie budowanej marce i trosce o klientów, oklejone charakterystyczną taśmą przesyłki z Merlina dają swym adresatom niejasne poczucie przynależności do intelektualnej elity. Nawet jeśli łatwo dziś znaleźć w internecie e-księgarnie z niższymi cenami (ale oddajmy sprawiedliwość - z równie szeroką ofertą już znacznie trudniej).
Ale tak jak The Body Shop w 2006 roku został przejęty przez globalny koncern L'Oreal, tak teraz Merlin - dotąd przedsięwzięcie niezależne, dowodzone przez Zbigniewa Sykulskiego (sylwetka założyciela Merlina) - zostanie połknięty przez giganta, grupę Empik Media & Fashion. EM&F to wielki gracz w polskim handlu detalicznym, operator sieci księgarni Empik, sklepów dziecięcych Smyk, szkół językowych, licznych sieci odzieżowych (m.in. Esprit, Mango, Mexx), dystrybutor kosmetyków.
Ostateczna cena ma być ustalona jesienią, ale już dziś można powiedzieć, że założyciele Merlina wyjdą z tej transakcji bogatsi o 115-130 mln zł (czyli mniej więcej tyle, ile rocznego obrotu wypracowuje ten e-sklep).
Przejęcie przez sieć Empik kontroli nad najstarszą polską księgarnią internetową Merlin to dobra wiadomość dla obu spółek. Ale zła dla klientów.
Reklama