Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Terapia euro

Po szczycie Unii Europejskiej

Unia wreszcie naprawia wady wspólnej waluty. Niestety, tylko niektóre.

Jak zwykle skończyło się na kompromisie – i jak zwykle nikogo on w pełni nie zadowala (ale za to każdy przywódca zwraca uwagę na własny sukces). Niedosyt po szczycie dotyczy przede wszystkim reform strefy euro – od dawna potrzebnych, a po niedawnym kryzysie greckim - wręcz niezbędnych. Co udało się uzgodnić europejskim politykom?

Bezsprzeczny sukces to zgoda na wprowadzenie stałych reguł postępowania w przypadku kolejnych kryzysów unii walutowej. Do tej pory nie były one zapisane w traktatach. Efekt? Najpierw trzeba było tworzyć w pośpiechu pakiet ratunkowy dla Grecji. A potem, gdy podobny los groził Hiszpanii, Portugalii czy Irlandii – w środku nocy ogłaszać powstanie olbrzymiego, wartego 750 mld euro, mechanizmu stabilizacyjnego.

Ustalono ostatecznie, że będzie on obowiązywał tylko do 2013 roku. Do tego czasu strefa euro powinna wypracować jasne reguły postępowania w sytuacjach nadzwyczajnych. Oczywiście europejscy politycy podkreślają, że takie ratunkowe rozwiązania nie oznaczają złamania zasady odpowiedzialności każdego państwa tylko za swoje długi. W rzeczywistości trzeba usankcjonować stan istniejący już od kryzysu greckiego – nie może być wspólnej waluty bez finansowej solidarności.

Niestety, nie udała się sprawa karania tych, którzy owej solidarności chcą nadużywać. Co prawda Pakt Stabilności i Wzrostu, mający dyscyplinować kraje zbyt szybko zadłużające się, zostanie zreformowany i wzmocniony, ale na surowe sankcje nie ma co liczyć. Francja i Niemcy nie zgodziły się na automatyczne nakładanie kar finansowych na nieposłuszne kraje. Nadal zatem grzesznicy będą współdecydować o własnej pokucie. Do tej pory to rozwiązanie przyniosło następujący rezultat – na 22 przypadki złamania reguł dotyczących deficytu budżetowego nie ukarano ostatecznie nikogo!

Reklama