Dla wielu ekonomistów postawa PO jest dużym rozczarowaniem, zwłaszcza jeśli porówna się, z czym PO szła do władzy i co faktycznie robi. W odpowiedzi na nasze własne ministerialne propozycje gospodarcze z lat 2004–05, które zakładały zrównanie stawek trzech głównych podatków (PIT, CIT i VAT) na poziomie 19 lub 18 proc., PO – wtedy jeszcze z Zytą Gilowską jako głównym ekspertem ekonomicznym – odpowiedziała programem 3x15. Trwano przy tym, mimo przekazywanych przez nas obliczeń, wskazujących, że przy tak niskich stawkach nie da się zbilansować budżetu. Dzisiaj PO decyduje się na podniesienie VAT z 22 do 23 proc., a minister finansów nie wyklucza dalszego jego wzrostu do 25 proc. oraz eliminacji ulg w PIT.
Minister Jacek Rostowski miałby pełne prawo obciążać Zytę Gilowską (autorkę zmniejszenia obciążeń podatkowych w latach 2007–09) za konieczność podjęcia tej decyzji, gdyby nie to, że w okresie jego urzędowania prowadzona jest systematycznie ekspansywna polityka fiskalna, czyli polityka dużych wydatków. W efekcie mamy coraz większą relację wydatków do PKB, sięgający 8 proc. PKB deficyt sektora finansów publicznych, potrzeby pożyczkowe i dług publiczny rosnące na potęgę (patrz tabela).
Kosztem przyszłości
Widać już wyraźnie, że nastawienie PO do kwestii naprawy finansów publicznych uległo zasadniczej zmianie. W okresie ubiegania się o władzę można je było charakteryzować frazą „chcemy, spróbujemy, zrobimy”. W latach współrządzenia z prezydentem z PiS zmieniło się na „chcemy, nie możemy”, a dzisiaj dominuje „nie chcemy”. Tak to faktycznie wygląda i nie przesłonią tego kolejne wystąpienia Jacka Rostowskiego, który w marketingowych zapędach prześcignął już nawet byłego wicepremiera i ministra finansów Grzegorza Kołodkę.