Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Szczyt nieufności

Szczyt G20 w Korei Południowej

Zamiast wspólnie walczyć ze skutkami kryzysu każdy kraj działa na własną rękę. G20 nie jest w stanie temu zaradzić.

Szczyt G20, zaczynający się w czwartek w Korei Południowej, nie będzie dla wielu polityków miłym spotkaniem. Ostatnie tygodnie to szereg sporów między największymi światowymi gospodarkami, które nawzajem oskarżają się o egoistyczne działania. Co gorsza, walka trwa na wielu frontach, sojusznicy w jednym temacie są równocześnie wrogami w innych kwestiach. Jak w takiej atmosferze liczyć na coś więcej niż puste deklaracje?

Choć nikt ich nie formalnie nie wypowiedział, wojny walutowe już się zaczęły. Wszyscy oskarżają Chińczyków o zbyt powolne umacnianie ich pieniądza renminbi, popularnie zwanego juanem. Równocześnie polityka pieniężna Stanów Zjednoczonych, czyli wlewanie kolejnych 600 mld dolarów na rynek, doprowadza do osłabiania się dolara wobec euro. Cierpią także rynki wschodzące, przede wszystkim Brazylia, która robi, co może, aby zapobiec umacnianiu się reala. Obok strefy euro również Japonia martwi się swoim silnym pieniądzem, utrudniającym jej eksport. Frontów wojen walutowych jest zatem bardzo wiele – i nikt nie chce ustąpić.

Równocześnie trwa wzajemne oskarżanie się o doprowadzenie do nierównowagi w bilansie handlowym i płatniczym. Stany Zjednoczone, jako kraj z olbrzymim deficytem, najchętniej wprowadziłyby ograniczenia nadwyżek. Temu z kolei stanowczo sprzeciwiają się najważniejsi światowi eksporterzy, czyli Niemcy i Chiny, mający w tej kwestii zbieżne interesy. I znów trudno o porozumienie – jak bardzo importerzy mają zwiększyć konkurencyjność własnych gospodarek, a eksporterzy – ją osłabić? Kto i jak bardzo powinien ciąć deficyty, a kto ma nadal publicznymi wydatkami wspierać koniunkturę? Czy to Amerykanie powinni wreszcie ratować swój budżet, nawet kosztem rynku pracy?

Reklama