Dominik Libicki. Władca multimediów
Z teatru na fotel prezesa mediowego giganta
W połowie listopada 2010 r., w dzień po ogłoszeniu największej od lat transakcji na polskim rynku medialnym, Dominik Libicki (47 lat) – prezes platformy Cyfrowy Polsat – wyjechał na ponad tydzień z kraju. Wyruszył na tzw. road-show, czyli cykl spotkań i prezentacji w Pradze, Londynie i Nowym Jorku, gdzie rozmawiał z kluczowymi inwestorami i partnerami kierowanej przez siebie giełdowej spółki. A miał im sporo do wyjaśnienia. Musiał wytłumaczyć, dlaczego Cyfrowy Polsat, platforma telewizji satelitarnej kontrolowana przez Zygmunta Solorza-Żaka, ma zamiar przejąć telewizję Polsat, również kontrolowaną przez Zygmunta Solorza-Żaka. I dlaczego ma zamiar za nią zapłacić 3,75 mld zł, przy czym zdecydowaną większość tej kwoty musi wcześniej pożyczyć.
Za oboma przedsięwzięciami stoi Solorz – jeden z najbogatszych Polaków – i wychodzi na to, że przekłada sobie pieniądze z jednej kieszeni do drugiej. Analitycy giełdowi twierdzą jednak, że ta transakcja to majstersztyk planowania. A osoba, która opracowywała pewne jej szczegóły, zdradza, że była przygotowywana od dawna. Nie bez powodu akcjonariusze telewizji powoli, ale systematycznie przenosili swe interesy na Cypr, gdzie podatki są niskie, a biurokracja znikoma. Solorz poszukiwał strategicznego inwestora dla Polsatu przez wiele lat. Ostatecznie zrezygnował, bo żaden nie gwarantował mu zachowania tego, na czym mu najbardziej zależało, czyli pełnej władzy w firmie.
Zmieniono więc koncepcję. Postanowiono, że pierwsza polska telewizja prywatna (wystartowała w grudniu 1992 r.) zadebiutuje na giełdzie. I w 2011 r. faktycznie to się wydarzy, choć wejście na parkiet odbywa się niejako tylnymi drzwiami – wchłonie ją spółka już na GPW notowana.