Polska to kraj 5 mln emerytów, z których ok. 1,5 mln pobiera wcześniejsze świadczenia. Teraz staje się to coraz trudniejsze, ale przez lata kolejne rządy, żeby choć częściowo zmniejszyć bezrobocie, tolerowały różne możliwości przechodzenia na emeryturę jeszcze przed osiągnięciem wieku ustawowego. Według Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, obecnie równocześnie pracuje i ma status emeryta prawie 600 tys. Polaków. To dane niekompletne. Główny Urząd Statystyczny niewiele może pomóc. Z jego danych wynika, że pod koniec 2009 r. 317 tys. emerytów i rencistów było zatrudnionych w firmach większych niż dziewięcioosobowe. Na temat mniejszych informacji brak. Ale nawet najdokładniejsze statystyki nie uwzględnią przynajmniej kilkuset tysięcy emerytów dorabiających w szarej strefie, często nieregularnie, sezonowo.
Dziś emeryta nie opłaca się zatrudniać na etat, bo nie wiąże się to z żadnymi przywilejami podatkowymi. Nawet jeśli pracownik pobiera świadczenia z ZUS, wciąż trzeba za niego odprowadzać wszelkie składki. Co więcej, szczególnie wśród tych, którzy wcześniej przeszli na emeryturę, wielu unika legalnego zatrudnienia z prostego powodu. Obowiązują ich limity w dorabianiu. Jeśli nie osiągnęli wieku emerytalnego, a ich pensja przekroczy 70 proc. średniego wynagrodzenia (obecnie ok. 3,4 tys. zł brutto), ZUS musi ograniczyć ich emeryturę. A gdy zarobią więcej niż 130 proc. przeciętnej pensji, świadczenie zostanie im w ogóle zawieszone. Aż do momentu, gdy ich pensja się zmniejszy lub przestaną pracować.
Efekt takich regulacji? ZUS informuje, że w tej chwili zaledwie 38 tys. emerytów dostaje niższe świadczenia z powodu dorabiania, a tylko 11 tys. musiało zawiesić emerytury. Oczywiście nie oznacza to, że tylko tyle starszych osób otrzymuje w Polsce wyższe pensje. Istnieje bowiem wiele możliwości obejścia tych przepisów.
Jedną z nich jest samozatrudnienie. Mając własną, jednoosobową firmę, mogą w praktyce zarobić, ile zdołają, a ich emerytura nie zostanie zmniejszona nawet o złotówkę. Przepisy można też obejść w inny sposób. Wystarczy zawrzeć z pracodawcą umowę o dzieło. Takich dochodów nie wlicza się do limitu dorabiania. Uprzywilejowani są też twórcy czy dziennikarze, bo zarobki z tytułu przenoszenia praw autorskich również nie zmniejszą świadczenia z ZUS. A ci, którzy osiągnęli już wiek emerytalny (czyli 60 lat dla kobiet, 65 dla mężczyzn) w ogóle nie mają powodu do zmartwień. Oni bowiem mogą już dorabiać bez ograniczeń.
Szara strefa
Choć wiadomo, w jakich branżach emeryci są szczególnie aktywni, często nie da się ustalić, ilu z nich wciąż pracuje. Przykładowo, w większości szkół zatrudnieni są nauczyciele, którzy przeszli już na emerytury. Ale Ministerstwo Edukacji Narodowej ich nie liczy. Podobnie MSWiA nie jest w stanie ustalić, ile osób równocześnie pobierających świadczenia pracuje nadal w administracji publicznej. Wiadomo tylko, że w samym resorcie emeryci to dokładnie 2,67 proc. wszystkich zatrudnionych. Na usprawiedliwienie urzędów trzeba dodać, że zmiana przepisów dwa lata temu znacznie utrudniła prowadzenie takich statystyk. Zgodnie z nią bowiem osoba przechodząca na emeryturę nie musiała o tym fakcie informować pracodawcy.
Także urzędy pracy nie pomogą, bo emeryt szukający dodatkowego źródła utrzymania nie może się w nich zarejestrować jako bezrobotny. Może natomiast przyjść, szukając ofert zatrudnienia. Ale – jak przekonują w urzędach – zdarza się to bardzo rzadko. Częściej natomiast aktywni emeryci korzystają z usług agencji pracy tymczasowej. – Nie wszystkie propozycje są dla nich do zaakceptowania, bo ok. 70 proc. posad to praca fizyczna, ale mamy też oferty dla osób starszych. W przypadku kobiet to zazwyczaj lżejsze stanowiska produkcyjne, związane z pakowaniem i sortowaniem. Mężczyźni na emeryturze mogą np. dorobić jako operatorzy wózków widłowych. Często szukamy też emerytowanych księgowych – mówi Agnieszka Zielińska, prezes Polskiego Forum HR, zrzeszającego agencje pracy tymczasowej.
O ile dla większości branż emeryci są ważnym, ale jednak tylko dodatkiem, o tyle w jednej na pewno nie można się bez nich obejść. Firmy ochroniarskie nieustannie zamieszczają ogłoszenia, oferując pracę właśnie emerytom i rencistom. Część z nich to byli policjanci i żołnierze, którzy już po kilkunastu latach służby zaczynają dostawać świadczenia i nierzadko są w bardzo dobrej formie. – Oczywiście chętnie zatrudniamy młodych emerytów mundurowych, zwłaszcza do najbardziej odpowiedzialnych zadań, jak np. konwojowanie cennych transportów. Ale bardzo wielu pracowników branży ochroniarskiej to także zwykli emeryci otrzymujący niewielkie pieniądze. Pracują na parkingach, placach budowy, przy ochronie hurtowni, osiedli. Dostają bardzo niskie stawki, bo rynek został kompletnie zniszczony zamówieniami publicznymi, gdzie liczy się tylko najniższa cena usług – mówi Dorota Godlewska, prezes Polskiego Związku Pracodawców Ochrona. Równie wielkie znaczenie emeryci odgrywają w opiece nad dziećmi, choć to sektor niepoddający się oficjalnym statystykom, bo króluje w nim szara strefa.
W 2008 r. GUS zapytał tych, którzy otrzymują świadczenia, a jednocześnie wciąż pracują, o powody ich aktywności. Odpowiedzi nie mogły dziwić. Dla 70 proc. badanych decydujące były motywy finansowe. Co ciekawe, tylko 6,5 proc. stwierdziło, że pracuje, aby podwyższyć swoje świadczenie w przyszłości. Prawdopodobnie liczba takich osób znacznie wzrośnie w nowym systemie, który bardziej niż stary premiuje długą pracę. Okazuje się jednak, że oprócz lepszych warunków życia pewne znaczenie ma też inny powód – chęć pozostania aktywnym zawodowo. To szczególnie ważne dla starszych emerytów. Z badań GUS wynika, że z wiekiem wśród pracujących motywy finansowe odgrywają coraz mniejszą rolę, a rośnie znaczenie aktywności jako celu samego w sobie.
Kontrowersyjne zmiany
Ostatnie zmiany, przyjęte przez parlament i zaakceptowane przez prezydenta, na pewno nie będą przez emerytów mile widziane. I to nawet przez tych, którzy na nich nie stracą. Rząd postanowił bowiem wysłać jasny sygnał – kto pracuje, nie powinien pobierać emerytury, nawet jeśli ma już do tego prawo. Przez ostatnie dwa lata można było dostać świadczenia, nie przerywając ani na moment okresu zatrudnienia, a nawet nie informując o tym fakcie pracodawcy. Teraz to już niemożliwe. Po skończeniu 60 (kobiety) czy 65 lat (mężczyźni) trzeba choć na jeden dzień zwolnić się z pracy, aby otrzymać od ZUS emeryturę. Potem można dorabiać nawet w tym samym miejscu. Oczywiście pod warunkiem, że dotychczasowe stanowisko zostanie świeżo upieczonemu emerytowi znów powierzone.
Co ciekawe, organizacje zrzeszające pracodawców podzieliły się w ocenie tych zmian. – To zniechęci część osób do pozostania na rynku pracy. Ci z kolei, którzy jednak zdecydują się wrócić, muszą się liczyć z tym, że przyjdzie im negocjować nowe warunki. A to może oznaczać dla nich niższe wynagrodzenie czy gorsze stanowisko. Trudno zrozumieć taką decyzję rządu, który najpierw ogłasza program aktywizacji osób powyżej 50 roku życia, a teraz cofa własne zmiany – krytykuje Magdalena Janczewska, ekspert ds. społeczno-gospodarczych Pracodawców RP.
Oczywiście chodzi o pieniądze. Resort pracy ma nadzieję, że zniechęci część osób do przechodzenia na emeryturę, bo nie będą chciały stracić posad, z których są zadowolone. A to pozwoli ZUS zaoszczędzić przynajmniej 700 mln zł rocznie. – Świadczenie powinno zastępować dochody, a nie być dodatkiem do wynagrodzenia. Rozwiązanie przyjęte dwa lata temu było błędem. Dobrze, że teraz się go naprawia – mówi Jeremi Mordasewicz z PKPP Lewiatan, który wskazuje też, kto zmian może obawiać się najbardziej. To starsi pracownicy administracji publicznej, których zwolnić jest bardzo trudno. Teraz staną przed prawdziwym dylematem – dalsza praca bez świadczeń z ZUS (nawet jeśli nabyli do nich prawo) albo emerytura, z której nie będzie łatwego powrotu na dotychczasowe stanowisko. A przecież rząd równocześnie chce zmniejszyć liczbę urzędników w Polsce o 10 proc. Trudno nie powiązać tego celu ze skutkami kontrowersyjnych zmian.
Przy okazji ostatniej dyskusji o zatrudnianiu emerytów powróciło także inne pytanie. Czy zatrzymując ich w pracy ogranicza się możliwości młodych, którzy szukają zajęcia? Ci, którzy właśnie skończyli studia nauczycielskie, twierdzą, że dyrektorzy szkół odprawiają ich z kwitkiem, a równocześnie nie chcą zwalniać emerytów. Starsi z kolei podkreślają swoje umiejętności, których często brakuje młodym.
Ciekawe są międzynarodowe statystyki. Wynika z nich, że jeśli istnieje związek między bezrobociem wśród młodych a poziomem zatrudniania starszych, to jest on zupełnie inny, niż się na ogół zakłada. Z badań Forum Obywatelskiego Rozwoju wynika, że gdy rynek pracy jest zdrowy, to sporo zatrudnionych jest zarówno emerytów bądź osób zbliżających się do wieku emerytalnego, jak i najmłodszych. A gdy rośnie bezrobocie, jego ofiarą padają i ci najbardziej, i najmniej doświadczeni.
Łatanie budżetu
Sam problem dorabiania emerytów pokazuje absurd całego polskiego systemu zatrudnienia, a jednocześnie źródło nieustannych kłopotów finansowych ZUS. Najbardziej pożądany i powszechny model zachowań wygląda następująco: najpierw przejście na emeryturę tak szybko, jak to tylko możliwe, pobieranie niskiego świadczenia przez wiele lat, a równocześnie próby mniej lub bardziej legalnego łatania dziurawego domowego budżetu. A zamiast w takim patologicznym systemie Polacy powinni pracować znacznie dłużej na normalnych warunkach, a potem dostawać zasłużoną emeryturę przyzwoitej wysokości i skupić się na bawieniu wnuków czy realizacji pasji, na które brakowało im czasu. Ale póki tak się nie stanie, emeryt, zwłaszcza młodszy i zdrowszy, będzie żył jednocześnie w dwóch światach.