Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Cud kolejowy

Sukces ministra Grabarczyka

Spore zmiany w rozkładzie jazdy tym razem nie wywoływały chaosu. Szkoda, że to jedyna dobra wiadomość dla pasażerów.

Tym razem wszystko miało być inaczej niż w połowie grudnia ubiegłego roku. I rzeczywiście, spółki - przestraszone wizerunkową katastrofą - wcześniej niż zwykle podały do wiadomości zmiany w rozkładzie jazdy. Co więcej, zorganizowały nawet wspólną konferencję prasową, aby tylko zadowolić nowego wiceministra odpowiedzialnego za kolej. Do tego jeszcze pomogła pogoda. Zamiast obfitych opadów śniegu, jak poprzednio, zaświeciło słońce. Okazało się zatem, że można korekty w rozkładzie jazdy przygotować wcześniej i bez obrabianego w mediach przez kilka wieczorów skandalu, po którym opozycja domaga się głowy ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka.

Tym większa krytyka należy się zatem osobom, które doprowadziły do chaosu kilka miesięcy temu. Część z nich co prawda już nie sprawuje swoich funkcji, ale odeszli w spokoju, a nie zostali zwolnieni dyscyplinarnie za rażące zaniedbanie swoich obowiązków.

Dantejskich scen na peronach zdołano co prawda uniknąć, ale marcowe zmiany pasażerom raczej się nie spodobają. Po raz kolejny maleje liczba pociągów TLK – niektóre zostały wykreślone pod pretekstem remontów, a inne z racji rzekomo niewielkiego zainteresowania podróżnych. Można zrozumieć wydłużenie czasów przejazdu na najważniejszych trasach (m.in. Warszawa-Łódź i Centralna Magistrala Kolejowa) z powodu remontów, bo stan infrastruktury kolejowej w wielu miejscach pozostaje tragiczny. Ale coraz gorsza oferta połączeń oznacza ciąg dalszy odwrotu Polaków od kolei.

Nowy wiceminister, Andrzej Massel, cudotwórcą nie jest i trudno od niego oczekiwać, aby w magiczny sposób przywrócił sprawność kilkuset wagonom spółki PKP Intercity, odstawionym na bocznicach.

Reklama