Najpierw w styczniu a teraz w kwietniu Rada Polityki Pieniężnej podniosła – za każdym razem o 0,25 pkt - wszystkie podstawowe stopy procentowe. Ta najważniejsza – referencyjna – wynosi teraz 4 proc. Oznacza to, że zdrożeją wszystkie kredyty i pewnie lekko wzrośnie oprocentowanie niektórych lokat. Ostatnia decyzja RPP nie wystarczy jednak do skutecznego okiełznania inflacji.
Nie ma co udawać. Od kilku miesięcy ceny - nie tylko zresztą w Polsce - nieprzyjemnie szybko rosną. W lutym średnioroczny wskaźnik inflacji wynosił u nas już 3,6 proc. W marcu zbliżył się najpewniej (nie ma jeszcze oficjalnych danych) do 3,9-4,0 proc. To grubo więcej, niż wynosi cel inflacyjny RPP ustalony na poziomie 2,5 proc. Obserwowana w Afryce fala rewolt, spekulacje na rynkach surowców energetycznych i żywności, a przede wszystkim wpompowanie przez liczne rządy w międzynarodowy system finansowy kilku bilionów dolarów, zrobiły swoje. Coraz szybszy pochód inflacji rozlewa się stopniowo na cały świat i coraz więcej banków centralnych decyduje się na kontrakcję, podnosząc stopy. Efektu tych poczynań - w postaci wolniejszego przyrostu cen - nie będzie jednak widać natychmiast. Zazwyczaj trzeba na to miesięcy, czasem lat.
Co więcej - skuteczne powstrzymanie wzrostu cen z reguły wymaga całej serii podwyżek stóp. Potrzebne jest też, rzecz jasna, limitowanie wydatków w wielu dramatycznie zadłużonych państwach. Ostatnio na świecie za antyinflacyjne porządki zabrano się w Chinach, Indiach, Brazylii, Australii, na Węgrzech, w Czechach, w Polsce i w Izraelu. Większość ekspertów jest przekonana, że jeszcze w tym tygodniu tą samą drogą podąży Europejski Bank Centralny (EBC) podnosząc, po raz pierwszy od 2008 roku, rekordowo niskie stopy.