Angela Merkel na szczyt nie jechała w dobrym nastroju. Nie dość, że musi ciągle przekonywać swojego koalicjanta i wielu posłów we własnej partii do poparcia swoich decyzji, to jeszcze byli kanclerze ostro krytykują jej strategię radzenia sobie z kryzysem. A dokładniej brak pomysłu i nieustanne lawirowanie. A przecież, choć pani Merkel nie jest bez winy, Helmut Kohl i Gerhard Schröder są jak najbardziej współodpowiedzialni za dzisiejszy dramat. Pierwszy tak bardzo uwierzył w euro jako projekt polityczny, że nie zadbał o odpowiednie mechanizmy zabezpieczające. A drugi nieodpowiedzialną polityką budżetową dał sygnał do łamania reguł Paktu Stabilności i Wzrostu w całej Unii. To prawda, że dzisiejsi europejscy przywódcy to ludzie zbyt małego formatu na tak trudne czasy. Ale nie idealizujmy ich poprzedników, bo i oni popełnili brzemienne w skutkach błędy.
Co dobrego zdarzyło się w Brukseli? Nowy pakiet ratunkowy zakłada wreszcie udział prywatnych inwestorów, czyli głównie banków i ubezpieczycieli, w ratowaniu Grecji. Godzą się oni na gorsze dla siebie warunki spłat greckiego zadłużenia, a na należne pieniądze decydują się czekać nawet trzydzieści lat. Oficjalnie banki wykonują ten krok dobrowolnie, jednak wiadomo, że to efekt długich mediacji, podczas których Sarkozy i Merkel doszli do porozumienia z szefami najważniejszych instytucji finansowych strefy euro. W ten sposób banki poniosą straty, jednak nie powinny one zagrozić ich egzystencji. A politycy będą mogli pokazać wyborcom, że zrobili wszystko, aby ulżyć europejskiemu podatnikowi.
Poza tym warunki nowych pożyczek dla krajów zagrożonych upadkiem mają być wyjątkowo korzystne. W razie potrzeby dokapitalizowane zostaną greckie banki.