Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Fakty i lepkie podejrzenia

Wikileaks: Polski spór wokół GMO

Czy dyskutując o żywności modyfikowanej genetycznie nieświadomie (a może świadomie?) realizujemy strategię USA dotyczącą GMO? Od czasu gdy portal WikiLeaks ujawnił depeszę dyplomatyczną z Warszawy, spór rozgorzał na nowo.

Portal WikiLeaks opublikował amerykańską depeszę wysłaną z ambasady w Warszawie, dotyczącą kwestii GMO (genetycznie modyfikowanych organizmów) w Polsce. Wynika z niej, że władze USA spotykały się z przedstawicielami naszego rządu, a także studentami, naukowcami i niektórymi dziennikarzami, żeby przekonać ich do GMO. Strategia promowania GMO miała polegać na podkreślaniu, że „mutanty” mogą wpłynąć na obniżenie cen leków i żywności. Amerykanie sugerują, że należy przypominać, iż GMO od dawna jest obecne w naszym kraju, ponieważ zwierzęta karmione są paszą, wyprodukowaną z genetycznie modyfikowanej soi.

Są to wszystko informacje prawdziwe. Polscy przeciwnicy GMO, rozpowszechniając depeszę WikiLeaks, zaczynają jednak od swojej interpretacji: „Wszystkim ‘adwokatom GMO’ polecam lekturę WikiLeaks i ze smutkiem stwierdzam, że rzeczywiście starają się realizować strategię tam opisaną. Jednak społeczeństwo polskie jeszcze nie jest tak bezmyślne, żeby dać się ‘zmiękczyć’, jakby tego chciały koncerny biotechnologiczne”.

„Zieloni” sugerują, że  naukowcy czy dziennikarze, którzy GMO się nie boją, realizują amerykańską strategię. Może nawet zostali przekupieni. To marna płaszczyzna do dyskusji. Lepkie podejrzenia lepiej zastąpić faktami.

To prawda, że gdyby organizmy modyfikowane rozpowszechniły się u nas, zarobią na tym wielkie amerykańskie koncerny biotechnologiczne, które sprzedadzą rolnikom modyfikowane ziarno. Stracą natomiast finansowo wielcy - też zagraniczni - producenci pestycydów i herbicydów. Giganty walczą więc ze sobą o wielkie pieniądze. Czy to znaczy, że przeciwnicy GMO zostali przekupieni przez koncerny, produkujące środki ochrony roślin?

Reklama