Grosze pojawiły się za panowania Kazimierza Wielkiego jako gruba (łac. grossus) moneta srebrna, równa 16 denarom. Kupcy przywozili je z Czech (grosze praskie) lub Francji (grosze turońskie), ale w 1367 r. zaczęto bić je w spolonizowanej formie w Krakowie, bardziej ze względów prestiżowych niż ekonomicznych – w przeciwieństwie do Czech Polska nie miała własnych kopalń srebra i metal do ich produkcji pochodził głównie z przetopu obcych monet.
Unia z Litwą nie pociągnęła za sobą integracji walutowej. Przez blisko 200 lat grosz litewski wart był 1,25 grosza polskiego. Dostosowanie systemu walutowego nastąpiło dopiero w 1580 r. Grosz był już wtedy monetą „średnią”, a nie „grubą” – dzielił się co prawda na trzy szelągi, ale wart był zaledwie około jednej pięćdziesiątej niemieckiego (i szeroko używanego w Polsce) talara.
Kilkadziesiąt lat wcześniej wartość zarówno talara, jak i złotego dukata (zwanego również florenem – od miasta, w którym bito jego najbardziej godną zaufania wersję) szacowano na 30 groszy. Kurs ten usankcjonowano na sejmie w 1496 r., tworząc w ten sposób nową jednostkę obrachunkową nazwaną polskim złotym. Gdy w 1663 r. złoty pojawił się jako moneta, nie tylko nie był ze złota, ale nawet nie zawierał tyle srebra, ile powinno być w 30 groszach. Na cześć szefa mennicy Andrzeja Tymfa złośliwi nazwali go tymfem, utrwalając niepełnowartościową złotówkę w powiedzeniu „dobry żart tymfa wart”. Żartem jeszcze mniej śmiesznym było zamknięcie przez sejm w 1685 r. wszystkich polskich i litewskich mennic.
Podjęta przez Stanisława Augusta próba odbudowy państwa obejmowała uporządkowanie systemu monetarnego. Nawiązując do tradycji, nowy złoty dzielił się na 30 miedzianych groszy (groszem srebrnym nazywano monetę półzłotową).
Denary Mieszka I i Bolesława Chrobrego, które możemy zobaczyć na rewersie współczesnych banknotów, bito na podobieństwo karolińskiego pieniądza i miały służyć z nim równolegle. Również współczesne grosze i złote mają zagraniczny rodowód.
Reklama