Premier Donald Tusk zrobił wielkim operatorom telekomunikacyjnym wyjątkowy świąteczny prezent: postanowił odwołać Annę Streżyńską ze stanowiska prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE). W oczekiwaniu na ten moment w siedzibach wielu spółek od dawna mroził się szampan. Teraz mogą strzelać korki. Zwykli konsumenci usług telekomunikacyjnych nie mają jednak szczególnych powodów do radości.
Formalnie nie można tej decyzji niczego zarzucić. Kadencja pani prezes skończyła się w maju, od tego czasu jest osobą pełniącą obowiązki i premier ma prawo mianować nowego prezesa UKE. Ponoć ma być nim Magdalena Gaj, dziś wiceminister administracji i cyfryzacji, a w przeszłości współpracowniczka prezes Streżyńskiej. Decyzję musi zatwierdzić Sejm, stanie się to w styczniu. Na razie Michał Boni, minister administracji i cyfryzacji (MAiC), przekazał Annie Streżyńskiej decyzję premiera. On sam nie miał na to czasu. Minister podziękował za dotychczasową pracę i wyraził nadzieję, że swoim doświadczeniem i kompetencją będzie wspierała MAiC. Pani prezes przyjęła to do wiadomości i zapowiedziała, że ostatni miesiąc urzędowania będzie wypełniony intensywną pracą. Jednym słowem: Wersal.
Mimo to czuję żal, bo Anna Streżyńska była urzędnikiem wyjątkowym. Mogę powiedzieć nawet - totalnym. Kompetentna i pracowita do granic rozsądku. To ona stworzyła Urząd Komunikacji Elektronicznej i to jej zasługą było to, że dorobiliśmy się w Polsce nowoczesnej polityki regulacyjnej w sektorze telekomunikacji. Dziś jeśli ktoś chce powiedzieć, że jakaś branża potrzebuje sprawnego regulatora to mówi, że przydałaby się tu druga Streżyńska. Pracowicie wyrywała rynek z kleszczy oligopolu wielkich firm telekomunikacyjnych. Poczuła to najbardziej TP, spółka która miała zagwarantowane rozmaite monopolistyczne przywileje.