Kiedy właściciel imperium Polsatu ogłosił, że staje do wyścigu o Polkomtel, wszyscy przyjęli to z niedowierzaniem. Wartość wystawionej na sprzedaż spółki, należącej do wielkiej trójki polskich operatorów komórkowych, wyceniana była na 16–18 mld zł. Skąd Solorz-Żak weźmie taką górę pieniędzy i po co mu Polkomtel? – zastanawiano się.
Wartość gospodarczego konglomeratu biznesmena, czyli kilkunastu spółek z Polsatem na czele, szacowana jest na około 7 mld zł. On sam znany był dotychczas z zachowawczego podejścia do spraw finansowych. Mówiąc prościej, zawsze unikał pożyczania pieniędzy. Dlatego spodziewano się, że prędzej właścicielem Polkomtela zostanie najbogatszy obywatel świata, Meksykanin Carlos Slim Helu i należąca do niego America Movil, jeden z największych operatorów w Ameryce Łacińskiej. Zainteresowanie polską ofertą deklarowało też kilku innych dużych graczy. Większość z nich albo nie złożyła oferty, albo odpadła w przedbiegach. Na ostatniej prostej znalazły się dwa skandynawskie telekomy TeliaSonera i Telenor oraz amerykański fundusz Apax. A także Zygmunt Solorz-Żak. I to on dopiął swego. Dokładniej dokonał tego Spartan Capital Holdings, spółka kierowana przez Tobiasa Solorza, syna polskiego miliardera. – To Tobias namówił mnie na inwestycję w Polkomtel, organizował spotkania, brał udział w przygotowywaniu różnych koncepcji – przyznaje w rozmowie z POLITYKĄ Zygmunt Solorz-Żak.
Kontynuator
Tobias jest synem z pierwszego małżeństwa. Wychowywał się w Niemczech z matką Iloną Solorz (biznesmen nosi nazwiska byłej i obecnej żony), jednak wkrótce po osiągnięciu pełnoletności pojawił się u taty i pod jego okiem skończył studia (zarządzanie na UW). Nabywał także praktyki w biznesie, pracując na różnych stanowiskach w firmach należących do ojcowskiego konglomeratu.