Według starej ustawy należałoby im się bowiem wyrównanie kosztów rocznego wzrostu cen powiększone o 20 proc. wskaźnika wzrostu funduszu płac w gospodarce. Budżet musiałby wtedy emerytom wypłacić więcej. Stosowną ustawę podpisał właśnie (kierując ją jednocześnie do Trybunału Konstytucyjnego) prezydent Bronisław Komorowski.
Pierwotnie rząd chciał, aby waloryzacja kwotowa obowiązywała przez kilka lat, z tego pomysłu wycofał się jednak z obawy, że może zostać zakwestionowany jako niekonstytucyjny. Dla zwykłego obywatela wniosek z tego taki, że raz w roku konstytucję złamać można. Nieposzanowanie prawa można bowiem wytłumaczyć kryzysem. Częściej byłoby jednak ryzykowne. Co będzie, jeśli kryzys potrwa dłużej?
Rząd, z braku pieniędzy, ucieka się do waloryzacji kwotowej w tym samym czasie, w którym zamierza skierować do Sejmu projekt ustawy, wydłużającej wiek emerytalny o trzy miesiące w każdym kolejnym roku. Do dłuższej pracy ma nas zachęcać wizja przyszłych głodowych emerytur. Tyle że wprowadzenie, nawet tylko na rok, waloryzacji kwotowej od tego samego pomysłu skutecznie odstręcza. Po co płacić wyższe składki i pracować dłużej, skoro i tak wszystko potem zje inflacja? Po kilku latach na emeryturze i ci, którzy zaoszczędzili więcej, bo dłużej pracowali i lepiej zarabiali, jak i ci, którzy wypracowali sporo niższe świadczenia i tak będą mieli „po równo”. Więc po co się starać ?
Trudno uwierzyć w dobre intencje rządzących, jeśli – w zależności od potrzeb – używają oni różnych, sprzecznych ze sobą, argumentów.