Coraz częściej spotykamy ostatnio termin „zrównoważony rozwój”, oznaczający taki kierunek rozwoju, w którym „potrzeby obecnego pokolenia mogą być zaspokojone bez umniejszania szans przyszłych generacji na ich zaspokojenie”. Taką definicję po raz pierwszy sformułowano w raporcie ONZ z 1987 r. pt. „Nasza Wspólna Przyszłość”. Mówiąc wprost, chodzi o to, by nasze dzieci i ich dzieci miały takie same szanse na godne i dostatnie życie jak my. Takie sformułowanie chyba najlepiej oddaje cel, do jakiego powinna dążyć nasza cywilizacja. Cel to niełatwy, choćby ze względu na to, że przy zachowaniu obecnego tempa i sposobu rozwoju za kilkadziesiąt lat po prostu nie wystarczy nam podstawowych surowców pozwalających trwać na obecnym poziomie. ONZ alarmuje, że jeżeli społeczeństwa krajów rozwijających się będą chciały powielać wzorce konsumpcji kultywowane przez kraje rozwinięte, to w roku 2050 zwyczajnie zasoby te zostaną wyczerpane.
Kwestie zrównoważonego rozwoju nabrały jeszcze większego znaczenia w ostatnim czasie, gdy kryzys finansowy ujawnił wiele słabości obecnego systemu gospodarczego. Na jaw wyszła nierównowaga w układzie sił między uczestnikami rynku i to, że mimo dobrych chęci państwa i społeczeństwa nie potrafią poradzić sobie z rozwiązaniem najważniejszych problemów społecznych takich jak ubóstwo czy wykluczenie.
W tej sytuacji konieczne jest przestawienie trybów rozwoju świata na bardziej zrównoważone tory. Zmianę sposobu myślenia widać choćby w próbach znalezienia innych niż PKB mierników sukcesu uwzględniających nie tylko ekonomiczne, ale także społeczne i środowiskowe aspekty rozwoju. Także strategiczne dokumenty publikowane przez Unię Europejską podkreślają wagę zrównoważonego rozwoju.