Puste, zamknięte na głucho kamienice z zabazgranymi elewacjami to coraz częstszy widok w dużych miastach. Straszą nawet przy prestiżowych kiedyś ulicach: w Warszawie przy Chmielnej, w Łodzi przy Piotrkowskiej. Przybywa ich na krakowskim Starym Mieście. – Jedna z pustych staromiejskich kamienic niedawno się zawaliła, bo właściciele nie robili nic, żeby ją ratować – mówi Alicja Sarzyńska, prezes Polskiego Zrzeszenia Lokatorów z siedzibą w Krakowie.
Często o to właśnie chodzi: działka warta jest więcej niż stara kamienica. – Spadkobiercy odzyskali dom przy ul. Bakaliowej, wymagający kapitalnego remontu. Ale się nie zgłosili, żeby go przejąć. Lokatorzy przestali płacić czynsze, właściciele czekali, żeby dom się zawalił. Chcieli przejąć działkę – mówi Barbara Grzybowska-Kabańska, prezes Warszawskiego Zrzeszenia Właścicieli Nieruchomości, zarządzająca ponad setką przedwojennych kamienic.
Domy, które odzyskują dawni właściciele (a dokładnie spadkobiercy, bo o zwrot nieruchomości coraz częściej występuje trzecie pokolenie), są zwykle w złym stanie. Komunalne czynsze nie wystarczały nawet na bieżące naprawy, a po zgłoszeniu roszczeń miasto w ogóle zaprzestawało remontów. W 2008 r. prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zobowiązała burmistrzów dzielnic do bezzwłocznego przekazywania spadkobiercom nieruchomości, które zostały skomunalizowane bezprawnie, niezgodnie z dekretem z 26 października 1945 r. Właściciele wieszają na nim psy, nazywają dekretem Bieruta. Tymczasem, gdyby go przestrzegano, nieruchomości niepotrzebne przy odbudowie miasta zostałyby zwrócone właścicielom wkrótce po złożeniu przez nich wniosków, na ogół ponad pół wieku temu.