Na akcjach Apple’a można było zarobić dużo więcej niż na złocie. Gdy 15 lat temu Steve Jobs wrócił na fotel szefa, żeby pokierować stworzoną przez siebie firmą, akcje Apple Computer były warte 4 dol. Gdy umierał, cena była stokroć wyższa. W ostatnich trzech latach akcje Apple’a poszły w górę o 600 proc. Dziś kosztują ponad 600 dol., a firma jest warta na rynku więcej niż jakakolwiek inna – 590 mld dol. To więcej niż PKB Polski.
W minionym roku fiskalnym zyski Apple’a wyniosły 108 mld dol. Przez cztery lata z rzędu Apple przewodzi liście „najbardziej podziwianych firm” sporządzanej przez magazyn „Forbes”. Spektakularne sukcesy przyciągają nie tylko uwagę inwestorów i mediów, ale także organizacji humanitarnych, grup obrony praw pracowniczych, uniwersytetów. Niesłabnącemu zachwytowi nad produktami Apple’a towarzyszą w USA pytania o to, co z tego ma amerykański robotnik – skoro iPody, iPhony i iPady montuje się w Chinach – i czy tamtejsi kooperanci traktują w miarę przyzwoicie swych pracowników? Szlachectwo zobowiązuje i Apple nie może sobie pozwolić, aby pytania te ignorować.
W końcu marca Fair Labor Association, organizacja monitorująca przestrzeganie międzynarodowych i narodowych standardów oraz prawa pracy, opublikowała raport obrazujący nagminne łamanie tych standardów w Foxconnie, gigantycznej chińskiej fabryce produkującej na potrzeby Apple’a, ale także innych międzynarodowych potentatów elektronicznych, takich jak Dell, Nokia, Motorola, Hewlett-Packard czy Sony. Z raportu, opartego na sondażu, który objął przeszło 35 tys. pracowników Foxconna, wynika, że wielu z nich pracuje ponad 60 godzin tygodniowo, czasem ponad 11 dni bez dnia przerwy. Dwie trzecie ankietowanych twierdzi, że wynagrodzenie nie starcza im na zaspokojenie podstawowych potrzeb.