Posłowie są już emeryturami znudzeni. Przedstawiciele poszczególnych partii wykonali swój rytualny taniec, przy czym z góry było wiadomo, kto będzie „za”, a kto przeciw. Za zmianami jest tylko koalicja Po-PSL. Najważniejszego jednak dla przyszłych emerytów pytania, czyli – czy proponowane przez rząd zmiany w emeryturach mundurowych oraz zwykłych obywateli, zbliżają nieco oba systemy do siebie – żaden z posłów nie zadał. Odpowiedź na nie zaś brzmi „nie”. Różnica między równymi, czyli zwykłymi obywatelami, a policjantami i żołnierzami stanie się jeszcze większa. Przywileje będą więc odbierane jako jeszcze bardziej niesprawiedliwe. I to, moim zdaniem, jest najważniejszym powodem społecznego sprzeciwu wobec wydłużania wieku emerytalnego. Rząd jednak najwyraźniej mundurowych się boi, zwłaszcza przed Euro 2012. Nie boi się za to władzy szef związku zawodowego mundurowych, który publicznie ją postraszył, że policjanci w czasie mistrzostw po prostu „wezmą zwolnienie” i meczów nie będzie miał kto ochraniać. Związkowy ogon macha psem, jak chce.
Jeśli więc obie ustawy zostałyby uchwalone w proponowanej przez rząd postaci, to zwykli obywatele docelowo będą pracować 67 lat. Mundurowi – tylko do 55. Wydłużenie okresu aktywności zawodowej w przypadku kobiet oznaczać będzie, że ich przyszłe świadczenie będzie wyższe niż obecnie, może nawet sięgnie 40- 50 proc. ich zarobków. Pod warunkiem, że w swoim zawodowym życiorysie nie będą miały okresów bezrobocia, co w dzisiejszych czasach jest raczej trudne. Policjanci, żołnierze i strażacy mają gwarancję, że ich przyszłe emerytury nie będą niższe niż 75 proc. średnich zarobków, jakie osiągali w wybranych przez siebie dziesięciu latach. Ich uprzywilejowanie w stosunku do świadczeń pozostałych obywateli stanie się relatywnie jeszcze większe.
Sejmowa debata o zmianach w systemie emerytur powszechnych, a także mundurowych, odbywała się przy prawie pustej sali. Jeśli więc ktoś śledził obrady parlamentu w nadziei, że wzbogaci swoją wiedzę w tej trudnej materii, to się pomylił.
Reklama