Podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat jest już przesądzone – koalicja zagłosowała za, opozycja (niecała) była przeciw. Rządowi eksperci twierdzą, że dłuższy czas pracy przywróci równowagę w polskim systemie emerytalnym. Tzw. stopa zastąpienia, czyli procent ostatniej pensji wypłacany przez ZUS każdemu przechodzącemu na emeryturę, wynosi dziś 60 proc. Premier przekonywał, że bez wprowadzanych właśnie zmian w 2040 r. wyniosłaby ona zaledwie 30 proc. Ale eksperci nie pozostawiają złudzeń – nawet po podniesieniu wieku emerytalnego wciąż nie będzie to więcej niż 40–45 proc. ostatniej pensji.
To oznacza, że pokolenie dzisiejszych 20–30-latków będzie pracowało dłużej i łożyło więcej na system, aby otrzymać ostatecznie niższe świadczenia. Trzeba też pamiętać, że jest to pokolenie, którego kariera zawodowa zaczyna się w czasach spowolnienia gospodarczego. Trudno mu o dobrą pracę i płacę. Portal Studentswatch.pl przebadał internautów w wieku 16–36 lat. Trzy czwarte z nich w ciągu ostatnich trzech miesięcy poszukiwało pracy, tylko 40 proc. z tych osób udało się coś znaleźć, ale najczęściej była to praca dorywcza, od projektu do projektu, na umowę o dzieło albo zlecenia (tzw. śmieciówki).
Tymczasem w debacie o podniesieniu wieku emerytalnego słychać było związkowców, polityków i obecnych emerytów, zabrakło tylko głosu młodych. Zdziwiło to nawet prezydenta. „Najbardziej protestują ci, których ta reforma w ogóle nie będzie dotyczyła. Tymczasem to właśnie dwudziestolatki powinny powiedzieć, czy godzą się na to, że w przyszłości będą płacili dużo więcej niż ich odpowiednicy w dniu dzisiejszym. Na nasze emerytury” – mówił Bronisław Komorowski. W tym samym czasie w telewizji wyświetlano spoty rządowej kampanii informacyjnej o zmianach w systemie emerytalnym, przygotowanej – a jakże – dla odbiorców starszych.