„Nie przystałem na korupcyjną propozycję oraz na propozycję ustawiania przetargów” – skomentował tę decyzję Mirosław Taras („Parkiet”). Jeżeli za tymi słowami nie kryją się tylko emocje rozżalonego menedżera, jeżeli jest w tym cień prawdy, to giełdowa spółka przeżyje szok. A dalej to już sprawa dla prokuratury i CBA.
Taras związany jest z Bogdanką od ukończenia AGH – w 2008 r. został jej prezesem. W czerwcu 2009 wprowadził kopalnię na giełdę. W dniu debiutu za jeden papier płacono 48 zł. Dzisiaj (jeszcze przed komunikatem o odwołaniu) 122 zł. Na początku 2010 r. Skarb Państwa sprzedał (już po ponad 70 zł za sztukę) resztę akcji, jak poprzednio, Otwartym Funduszom Emerytalnym. W rękach państwa zostało nieco ponad 4 proc. akcji. Najwięcej ma OFE Aviva (blisko 15 proc.), potem PZU Złota Jesień, ING i Amplico. Reprezentant tego ostatniego funduszu, Witold Daniłowicz, jest szefem Rady Nadzorczej.
Przypomnijmy, że na początku lat 90. Bogdanka była do likwidacji. Zagubiona gdzieś w lubelskich lasach, zadłużona, daleko od „śląskiej solidarności górniczej”, która w masie i w marszach na Warszawę broniła swojego stanu posiadania – skazana została na zagładę, albo na zaciśnięcie pasa aż do bólu, ze zwolnieniami grupowymi włącznie. Te ciężkie czasy scementowały pracowników, związkowców i menedżment kopalni. Po kilku latach wyszła z tego perełka polskiego górnictwa. Dziesięć lat temu rzucił się na nią Zbigniew Jakubas (Polityka 45/2002 – Bogdanka i zalotnicy, tekst z naszego archiwum), ale nie był w stanie pokonać oporu załogi i związków zawodowych. Tak samo załoga dwa lata temu powiedziała: nie!