O sprawach trudnych i niewygodnych, zwłaszcza w gospodarce, szef rządu nawet nie wspomniał. Pewnie nie chciał i nie mógł, skoro następnym punktem porządku obrad było głosowanie nad wotum zaufania.
Zaskoczyły rozmiary planów inwestycyjnych, wspieranych przez państwo, w dziedzinie energetyki, eksploracji złóż gazu łupkowego, przemysłu zbrojeniowego, drogownictwa, pomysł finansowania, poprzez państwowy bank, korporacji ”inwestycje polskie”, która miałaby się zająć wyłącznie dochodowymi projektami i pobudzaniem polskiego przemysłu. Tu widać, w stosunku do pierwszej fazy finansowego kryzysu z 2009 roku, wyraźną zmianę rządowej strategii. Nie liczymy już na to, że europejskie programy podtrzymywania koniunktury wyniosą w górę także i naszą gospodarkę. Partnerzy z Unii są bardziej ostrożni, liczą pieniądze, których mają mniej a polski rząd najwyraźniej ma świadomość, że tym razem sam musi zadbać o wzrost. Premier dał sygnał co dla niego jest priorytetem, ale realna ocena tych planów będzie możliwa po poznaniu szczegółów. Na to potrzeba nie dni a tygodni.
Premier ewidentnie zwracał się też do przedsiębiorców. Potwierdził wolę zmiany sposobu rozliczania przez mniejsze firmy podatku VAT „z memoriałowego na kasowy”, obiecał, po raz kolejny, poprawę pracy sądów gospodarczych, powrót do znanych i sprawdzonych w pierwszej fazie kryzysu, elastycznych form rozliczania czasu pracy, czym związki zawodowe nie będą zachwycone, aktywizację - który to już raz – urzędów pracy, nowe prawo upadłościowe i kodeks budowlany.
Eksponował – słusznie – problemy ludzi młodych. Przeciął trwające od tygodni spekulacje o pomyśle „ozusowania” umów o dzieło, zapowiedział, pewnie od połowy przyszłego roku, wydłużenie urlopów macierzyńskich.