Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Jak po grudzie

Szczyt UE: nie ma pożaru, więc politycy grzęzną

Nastrój, jaki dominuje na kolejnych szczytach szefów państw i rządów Unii od początku finansowego kryzysu, przypomina kolejką górską. Jazda jest ekscytująca, ale trudno powiedzieć, że przyjemna. Zwłaszcza gdy zjeżdża się w dół.

Jeszcze niedawno Europa była w euforii widząc jak oddala się niebezpieczeństwo szybkiego rozpadu strefy euro i greckiego exodusu. Na obecnym szczycie humory polityków znowu się jednak zwarzyły, a napięcie wzrosło. Już widać, że założonych celów w postaci budowy wspólnego nadzoru bankowego i uruchomienia Europejskiego Mechanizmu Stabilności (ESM) - tak szybko jak wcześniej zakładano - nie uda się osiągnąć. Najważniejsi, czyli Niemcy, Francja i Wielka Brytania, trwają przy swoim, a chęć do kompromisu maleje. W tym gronie bywa tak często, gdy nie ma noża na gardle. Teraz - na szczęście - znów go nie widać. I Europa znowu grzęźnie.

Tymczasem wszystkie kłopoty z ostatnich lat i miesięcy pozostają. W Grecji znowu był strajk generalny (ostre zamieszki w Atenach), widać też radykalizację nastrojów społecznych. Kłopoty hiszpańskich banków nie zmalały o jotę, Wielka Brytania eskaluje żądania szczególnych praw i powiększenia finansowych rabatów przy wpłatach do wspólnego budżetu. Gdzie nie spojrzeć, problem.

Fundusz ratunkowy później

W Brukseli, na dopiero co zakończonym szczycie, okazało się, że bezpośrednie finansowanie hiszpańskich, greckich, a także i innych zagrożonych banków, z 500 miliardowego funduszu ratunkowego - począwszy od stycznia - jest już nierealne. Jak dobrze pójdzie, system ruszy w drugiej połowie 2013 roku. Oczywiście wraca też pytanie, czy do tego czasu Hiszpania sama sobie poradzi? Na razie rynki podpowiadają, że tak.

Równie wiele wątpliwości dotyczy wspólnego systemu nadzoru bankowego. Ciągle nie wiadomo, jak liczną grupę banków ma objąć i czy aby na pewno można go sytuować bezpośrednio w Europejskim Banku Centralnym?

Reklama