Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Manewry budżetowe

Budżet UE: będzie ciężka walka o 300 mld dla Polski

Na trzy tygodnie przed unijnym szczytem płatnicy netto prężą muskuły i grożą blokadą. Racjonalne argumenty już do nich nie trafiają, więc trzeba przygotować się na ciężkie negocjacje.

Polityczna walka prowadzi czasem do sytuacji kuriozalnych. W Wielkiej Brytanii eurosceptyczny premier David Cameron przegrał głosowanie w Izbie Gmin, bo okazało się, że nie jest dość radykalny w swoich żądaniach ograniczenia europejskich wydatków. Przeciwko niemu stanęła opozycyjna Partia Pracy, która próbując odzyskać władzę nie cofnie się przed najbardziej odrażającym populizmem. Po New Labour Tony’ego Blaira nie pozostał już nawet ślad, a obecny przywódca Ed Miliband staje w jednym szeregu z najbardziej zaciekłymi wrogami Unii wśród konserwatystów. Brytyjscy politycy zatem licytują się, kto o ile miliardów zetnie następny budżet, chroniąc oczywiście rabat dla Zjednoczonego Królestwa.

Niestety, brytyjski festiwal populizmu to niejedyny problem dla nas. Kraje skandynawskie są również zdeterminowane, aby wspólna kasa w latach 2014-20 była jak najmniejsza. Tradycyjnie oszczędności domagają się Niemcy i Holendrzy, a do solidarności z nowymi państwami członkowskimi nie poczuwa się już nawet Cypr, który proponuje znaczne okrojenie propozycji Komisji Europejskiej. To prawda, że udało nam się zbudować sporą koalicję „przyjaciół spójności”, ale składa się ona głównie z państw, jak my, więcej otrzymujących z unijnej kasy, niż do niej wpłacających.

Dla Polski niepokojące są przynajmniej trzy tendencje. Pierwsza to oczywiście próba obcinania wydatków na spójność, czyli fundusze strukturalne, które są motorem modernizacji naszego kraju. Francja nie pozwoli tknąć Wspólnej Polityki Rolnej, ale już wsparcie biedniejszych regionów nie ma w Unii tak mocnego mecenasa.

Druga poważna przeszkoda to pomysły ustanowienia górnej granicy wsparcia, jakie może uzyskać jedno państwo.

Reklama