Karty do naszych rachunków (najczęściej debetowe) wystawiają banki, korzystając z systemów rozliczeniowych organizacji kartowych (np. Visa, Mastercard). W łańcuszku usługodawców są jeszcze właściciele bankomatów, którzy też mają swoje koszty i apetyt na zyski. Banki co prawda właścicielom bankomatów (np. Euronet, Cash4You) i organizacjom kartowym płacą prowizje od każdej operacji, ale stawki dla tych pierwszych w praktyce określają te drugie. Kilka lat temu były one wyraźnie wyższe niż obecnie. Kiedy spadły, właściciele bankomatów zaczęli narzekać, że mimo wzrostu obrotów dokładają do interesu, grozili demontowaniem bankomatów w mniej intratnych punktach, tracili zapał do inwestowania w ten biznes.
I faktycznie coś na rzeczy jest. Nikt nie będzie lubił, gdy ktoś inny mu powie, za ile ma sprzedawać swoje usługi. A w tej sytuacji są dzisiaj właściciele bankomatów. Minister finansów postanowił więc być dobrym wujkiem i jednocześnie obrońcą wolnego rynku. Szykuje takie zmiany w projekcie ustawy o usługach płatniczych, zaakceptowane już przez komitet stały Rady Ministrów, które dadzą prawo właścicielom bankomatów do nakładania dodatkowej opłaty na użytkowników maszyn. Warunek będzie jeden: szczegółowa informacja o tym fakcie ma się pojawić na ekranie bezpośrednio przed operacją. Jednych to zniechęci i poszukają darmowego urządzenia (np. należącego do własnego banku) a inni kasę jednak wypłacą. A właściciele bankomatów nie będą mieli powodów do utyskiwań, że żyją w epoce finansowego niewolnictwa. Teraz wszystko w rękach posłów i senatorów. Jak to się – ewentualnie - odbije na rynku kart? Raczej marnie.
Gotówka do kieszeni, karta do szuflady
Przez ostatnie lata banki rzeczywiście mocno konkurowały o nasze względy. Wabiły bezpłatnymi rachunkami, darmowymi przelewami i oczywiście gratisową kartą debetową, którą coraz częściej można było używać bez opłat we wszystkich bankomatach w kraju. Jeśli przejdą pomysły ministerstwa to takich obietnic nie da się już składać. I powstanie pytanie: czy jeśli za użytkowanie bankomatu znowu trzeba za każdym razem płacić (a w każdym inaczej), to może lepiej od razu wsadzić jednak więcej gotówki do kieszeni, choćby i całą pensję? Bez karty kiedyś dawało się żyć, można i dalej. Od tej rzekomej, dotychczasowej darmochy (w ostatecznym rachunku i tak przecież banki sobie wszystkie koszty na nas odbijają) trudno się będzie klientom odzwyczaić. Wówczas ilość gotówki w obiegu wzrośnie, a już na pewno tempo rozwoju rynku kartowego spadnie. To akurat nie leży w interesie ani handlu ani wszystkich instytucji finansowych, ani nawet NBP. Więc pytania o sens zmian wydają się uzasadnione.
Wersja optymistyczna jest taka, że właściciele bankomatów - nawet jeśli dostaną prawo do nakładania dodatkowych opłat na użytkowników (surcharge) - to licząc łączne straty i zyski, a także możliwość spadku zainteresowania usługą, po prostu z niego oszczędnie skorzystają. To by było rozwiązanie modelowe, ale dziś trudno powiedzieć czy realne. Bez praktycznego testu w tej sprawie, który chce nam ufundować ministerstwo, nie będziemy tego wiedzieć. Ale brak mi przekonania, że warto - w sumie - to badać. Na rynku kart w Polsce jest ostatnio i bez tego dostatecznie dużo zamieszania, a szanse na uspokojenie na razie marne.