Śledztwo w sprawie jamalskiej, prowadzone przez ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza na zlecenie premiera Tuska miało doprowadzić do wykrycia winnego narażenia na śmieszność szefa polskiego rządu.
Przypomnijmy, że w wyniku dość tajemniczych niedomówień i nieporozumień premier nie dowiedział się w porę, że polska spółka EuRopol Gaz podpisała list intencyjny z Gazpromem w sprawie budowy gazociągu Jamał II przez Polskę i to w wersji, która jest uznawana przez polskie władze jako politycznie nieakceptowana. Wprawdzie list intencyjny nie ma żadnej mocy wiążącej a spółka EuRoPol Gaz jest w połowie własnością Gazpromu, to jednak sprawa wywołała polityczny skandal.
Okazało się, że wiele osób o tym wiedziało, ale nie przywiązywało do tego wagi. Ktoś się do kogoś nie dodzwonił, ktoś coś powiedział, a inny tego nie zrozumiał. W sumie można było odnieść wrażenie, że śledzimy scenariusz komedii pomyłek a nie dramat polityczny. Summa summarum, wyszło ogólne wrażenie bałaganu – w spółkach kontrolowanych przez Skarb Państwa, jak i w ministerstwach skarbu i gospodarki. Najbardziej podejrzani byli Janusz Piechociński i Mikołaj Budzanowski. Piechociński jako ludowy koalicjant był nie do ruszenia, więc skrupiło się na Budzanowskim, którego premier odwołał za to, że „wykonywał funkcje nadzorcze nad spółkami skarbu państwa w sposób niewystarczający”. Odwołanie Budzanowskiego było o tyle łatwym zabiegiem, że nie dotyczyło polityka PO, więc nie rodziło dla premiera problemów ze równoważeniem interesów poszczególnych grup w partii. Było równie łatwe jak pozbycie się kiedyś ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego.
Budzanowski starał się jak mógł. Pracował od rana do wieczora. Ma naturę perfekcjonisty i wzorowego ucznia. Był przekonany, że dzięki swojemu talentowi i pracowitości będzie w stanie wszystko przewidzieć i nad wszystkim zapanować.