Nie uprzedził go zawczasu, że polska spółka EuRoPol Gaz podpisała z rosyjskim Gazpromem list intencyjny w sprawie budowy przez Polskę gazociągu Jamał II. A co gorsza, w ogóle dopuścił do podpisania tego dokumentu, czego robić nie należało. W kręgu podejrzeń znaleźli się: minister gospodarki Janusz Piechociński i skarbu – Mikołaj Budzanowski. Padło na Budzanowskiego. Jego dymisja została uzasadniona niedostatecznym nadzorem nad spółkami gazowymi. Nie jest wpływowym politykiem, więc nie ma obawy o polityczne konsekwencje. Przeciwnie nawet, wielu w PO odetchnie, bo minister gorliwie wykonywał polecenie premiera, by czyścić spółki z ludzi Schetyny i w ogóle trzymać polityków na dystans, co rodziło poważne kłopoty ze zdobywaniem dla swoich ludzi posad w zarządach i radach nadzorczych.
Dla Budzanowskiego dymisja to dramat, bo jest perfekcjonistą i jeśli mu na czymś zależało, to na pochlebnym słowie premiera i opinii wzorowego ministra. Przekonywał, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Ma być gaz łupkowy? Będzie. Gazoport? Nie ma sprawy. Potrzebne wpływy z prywatyzacji, bez oddawania państwowej kontroli nad spółkami? Proszę bardzo. Ożywienie gospodarki przy pomocy Inwestycji Polskich? Już się robi. Obniżka cen gazu? Ceny spadają. Rosjanie próbują przejąć Azoty Tarnów? Minister pędzi do Tarnowa i na walnym własną piersią blokuje im drogę. A przy okazji konsoliduje sektor chemiczny. Prawdziwy urzędnik superman.
Z cudami jest tak, że czasem wychodzą, a częściej nie. Minister zaliczył ostatnio serię wpadek i dostał żółtą kartkę za to, że nie upilnował PLL Lot, wskutek czego spółka znalazła się na skraju bankructwa. Obiecał, że błyskawicznie ją uzdrowi, ale tym cudem zajmie się już jego następca – Witold Karpiński, lubelski poseł PO, dotychczasowy wiceminister administracji i cyfryzacji.