Decyzja o obniżeniu stóp procentowych w czerwcu nie jest żadnym zaskoczeniem. W ten sposób RPP po raz kolejny ustanowiła rekord, bo stopa referencyjna wynosi najmniej w historii - zaledwie 2,75 proc. Niestety, również najgorzej od dwudziestu lat wypadnie zapewne w tym roku polska gospodarka, która według coraz większej liczby prognoz nie urośnie nawet o jeden procent. Pojawiają się co prawda pierwsze, bardzo słabe sygnały ożywienia, ale o jakimkolwiek porządnym odbiciu nie ma mowy.
Coraz dłuższy serial obniżek stóp zatem trwa, co oznacza znów nieco niższe raty kredytów, a równocześnie jeszcze gorsze oprocentowanie lokat. Inflacja jest nadal bardzo niska i nic nie wskazuje na to, żeby ceny miały rosnąć szybciej, skoro kupujemy w najlepszym razie tyle samo co rok temu, a bezrobocie jest na poziomie 14 proc. W Polsce, w przeciwieństwie do strefy euro czy Stanów Zjednoczonych, możliwość dalszego obniżania stóp jest jeszcze dość duża, zwłaszcza że nasza Rada nawet teraz pozostaje wyjątkowo ostrożna.
Kłopot w tym, że to nie zbyt drogie kredyty hamują dzisiaj polską gospodarkę. Kto pożycza pieniądze na mieszkanie czy na inwestycje, ten może się cieszyć najmniejszym oprocentowaniem w historii naszej wolnorynkowej gospodarki. Tylko że mało kto pożycza, bo zarówno wiele osób boi się zaciągać duże zobowiązania przy takiej niepewności, jak i banki surowo oceniają wnioski kredytowe. Chętniej udzielają pożyczek tylko na niewielkie kwoty, ale same kredyty konsumpcyjne nie wystarczą na przezwyciężenie stagnacji.
Ubocznym efektem cięcia stóp stało się osłabianie naszej waluty. Kurs złotego sukcesywnie ostatnio spadał, bo przy coraz mniejszej różnicy stóp między nami a zwłaszcza strefą euro, jesteśmy mniej atrakcyjni jako miejsce trzymania pieniędzy. Słaby złoty na pewno niepokoi biura podróży i planujących zagraniczne wakacje, ale dla całej naszej gospodarki jest raczej korzystny. Pomaga zwłaszcza eksporterom, a to przecież dzięki nim nie wpadliśmy dotąd w recesję. I tylko z tego na razie możemy się cieszyć.