Tę szokującą statystykę Urzędu Zamówień Publicznych poprawiają nieco zamówienia na usługi i zakupy informatyczne, przy których – oprócz ceny – trzeba też kierować się innymi kryteriami, np. jakością sprzętu. Ale mimo to w 76 proc. wszystkich przetargów w Polsce wygrywa oferta najtańsza. Średnia unijna wynosi zaledwie 30 proc.! Tam dysponenci publicznych pieniędzy już się nauczyli, że wydając najmniej, można zapłacić najdrożej.
W naszych szpitalach także się tego domyślają, ale zapewniają, że wniosków nie wyciągną. Nadal będą wybierać oferty najtańsze. – Najniższą cenę w sądzie zawsze obronię, jakość niekoniecznie – twierdzi publicznie dyrektor szpitala w Siedlcach. Więc strach położyć się do szpitala. – Z raportu NIK wyłania się obraz zatrważający – zauważa Marek Kowalski, prezes Polskiej Izby Gospodarczej Czystości. Spośród 14 skontrolowanych szpitali tylko w trzech było jako tako pod względem sanitarnym. Reszta zagraża zdrowiu pacjentów. I nic się tu nie poprawi. Za stan sanitarny placówki odpowiada bowiem pielęgniarka epidemiologiczna, ale firmę utrzymującą szpital w czystości wyłania się w przetargu. Wygrywa najtańsza, która potem oszczędza na wszystkim. Także na środkach dezynfekcyjnych.
Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Unii Szpitali, nie spodziewa się żadnej poprawy. Przegrywający przetarg z reguły odwołują się do Krajowej Izby Odwoławczej. Zamawiający, który kieruje się ceną, zawsze się w arbitrażu wybroni. Jakość jest zaś kryterium miękkim, dyrektorzy wolą nie ryzykować. Odstraszają przykłady kolegów, do których przyszło CBA tylko dlatego, że ich nazwisko znalazło się w notesie przedstawiciela posądzanej o korupcję firmy farmaceutycznej. Odstrasza też fakt, że procesy ciągną się latami.