Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Bieg przez progi

Rząd zawiesza próg ostrożnościowy

Demontaż bezpieczników fiskalnych pozwoli na zwiększenie tegorocznego deficytu budżetowego. To rozwiązanie korzystne dla gospodarki, ale niebezpieczne dla finansów państwa.

Już dawno żadna tak ważna ustawa nie przeszła przez Sejm tak szybko. 16 lipca rząd ogłosił, że chce zawiesić pierwszy próg ostrożnościowy, chroniący Polskę przed nadmiernym wzrostem zadłużenia. Natomiast już po 10 dniach ustawa została wysłana do Senatu. Oznacza to, że najpóźniej w połowie sierpnia minister finansów będzie mógł bez przeszkód zawnioskować o zwiększenie tegorocznego deficytu budżetowego. Aby zrozumieć przyczyny ekspresowego tempa zmian, trzeba się cofnąć aż do września 2012 r., gdy rząd planował tegoroczny budżet.

Progi ostrożnościowe są najważniejszymi bezpiecznikami systemu finansów publicznych. W sumie są trzy – na poziomie 50, 55 i 60 proc. PKB. Im wyższy próg przekroczy dług publiczny, tym większe muszą być cięcia wydatków. Podstawowym problemem obecnego systemu jest to, że wymusza on największe cięcia w okresie spowolnienia, gdy gospodarce potrzeba dodatkowych pieniędzy z państwowej kasy. Polska przekroczyła pierwszy próg ostrożnościowy w 2010 r., w związku z czym od kilku lat rząd nie mógł zwiększać relacji deficytu do dochodów. Stało się to poważnym problemem w ubiegłym roku, kiedy znaczna część ekonomistów prognozowała silne spowolnienie. Gdyby wówczas minister Rostowski posłuchał ich i przyjął pesymistyczne założenia, co do wzrostu dochodów podatkowych, to musiałby przeprowadzić znaczne cięcia wydatków publicznych, a to z dużym prawdopodobieństwem wpędziłoby gospodarkę w recesję.

Pesymistyczne prognozy wskaźników makroekonomicznych niestety sprawdziły się i w połowie roku było już pewne, że nie uda się zrealizować zaplanowanego budżetu. W takiej sytuacji rząd miał do wyboru dwie opcje: ściąć wydatki budżetowe w drugiej połowie roku o 27 mld zł lub natychmiast zawiesić pierwszy próg ostrożnościowy i zwiększyć deficyt. To był wybór między dżumą a cholerą.

Reklama