Za dramatyczną sytuację państwowej kasy odpowiadają o wiele niższe, niż przewidywano, wpływy podatkowe. Mniej kupowaliśmy, więc na naszej konsumpcji mniej zarobiło państwo. Po prostu – spowolnienie.
Nad tą dziurą pastwili się wypoczęci po wakacjach posłowie opozycji. Niestety, nie zauważyli czegoś o wiele ważniejszego – nowelizowany właśnie budżet dowodzi kompletnej zmiany polityki gospodarczej rządu. Już nie będziemy ciąć wydatków, a raczej je powiększać. Cięcia mają dotknąć tylko administracji, dochody obywateli mają być chronione. Wprawdzie rząd o wiele mniej „zarabia”, ale za nic nie chce do wielkości wpływów przykroić także wydatków. I to jest to novum.
Jeszcze dwa lata temu płynęliśmy pod prąd, ostro zmniejszając deficyt. Żeby zmieścić się w kryteriach z Maastricht. Teraz zmieniliśmy kurs, powiększamy dziurę. Płyniemy tym samym nurtem, w którym płyną inne kraje UE, nie przejmujące się już kryteriami z Maastricht, a także Stany Zjednoczone, których kryteria te nie dotyczą. To ma być sposób na ożywienie gospodarki. Pomoc, by dzięki większym wydatkom rozwijała się szybciej, nie wpadła w recesję. Drastyczne cięcia przestały być modne. Zmęczone kryzysem społeczeństwa kategorycznie już ich sobie nie życzą. Dlaczego jednak rząd nie chce o tym z nami dyskutować? To przecież ważna sprawa. Pytań jest więcej. Czy rząd postępuje słusznie? Jakie są argumenty, które tę słuszność podważają ? Super okazja dla opozycji, żeby merytorycznie zaatakować. Jeśli umie takie argumenty znaleźć. Nie znalazła, chyba ich w ogóle nie szukała.
Słuchanie środowej debaty sejmowej było więc stratą czasu. Gdyby opozycja ostro krytykowała nowy kurs rządu, byłoby ważne posłuchać, jakich argumentów używa.