Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Z życia misiów

Wielkie polskie inwestycje

Uroczysta inauguracja wielkiego parku rozrywki Adventure World Warsaw koło Grodziska Mazowieckiego. Inwestor, spółka Las Palm, wydała na przygotowania 77,5 mln euro. Potem wszystko zamarło, a w październiku 2013 r. sąd ogłosił jej bankructwo. Uroczysta inauguracja wielkiego parku rozrywki Adventure World Warsaw koło Grodziska Mazowieckiego. Inwestor, spółka Las Palm, wydała na przygotowania 77,5 mln euro. Potem wszystko zamarło, a w październiku 2013 r. sąd ogłosił jej bankructwo. Stefan Romanik / Agencja Gazeta
Bóg stworzył Polaków do rzeczy wielkich. Czasami nawet trochę za dużych.
Największy na świecie pomnik Jana Pawła II w Częstochowie, postawiony... w parku sakralnym.Krystian Dobuszyński/Reporter Największy na świecie pomnik Jana Pawła II w Częstochowie, postawiony... w parku sakralnym.
Ulubioną inwestycją polskich miast są aquaparki. Na fot. wizualizacja Term Warmińskich. Budowane za 96 mln zł w Lidzbarku Warmińskim mają jeden feler: wody termalne okazały się za zimne i trzeba je będzie podgrzewać...materiały prasowe Ulubioną inwestycją polskich miast są aquaparki. Na fot. wizualizacja Term Warmińskich. Budowane za 96 mln zł w Lidzbarku Warmińskim mają jeden feler: wody termalne okazały się za zimne i trzeba je będzie podgrzewać...

Każdy chyba zna tego pokracznego misia, któremu oczko się odlepiło. Gigantyczna kukła z drewna i słomy, tytułowy rekwizyt komedii Stanisława Barei, była nie wiadomo po co, ale miała ważną misję. Budowała poczucie dumy, pokazywała światu, że stać nas na rzeczy wielkie, kosztowne i niepraktyczne. I ten miś to nie było nasze ostatnie słowo.

Misie mają się dziś lepiej niż przed laty. Każdy chce postawić własnego, najlepiej za publiczne pieniądze. Miś na miarę naszych czasów jest solidny, z betonu, kostki Bauma, stali, marmuru. Są misie w budowie i już zbudowane. Niektóre są w planach, a jeszcze więcej wymarzonych. Oto katalog misiów polskich.

Miś infrastrukturalny

Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju przygotowuje aktualizację programu rozwoju polskich lotnisk. Chce wrócić do idei budowy Centralnego Portu Lotniczego (CPL), środkowoeuropejskiego hubu, czyli dużego lotniska przesiadkowego. Może nie tak wielkiego jak porty we Frankfurcie czy Paryżu, ale przynajmniej takiego jak w Wiedniu albo Monachium. Koszt inwestycji – ok. 3 mld euro. Zlatywaliby się tu pasażerowie z odległych stron kontynentu, by polecieć dalej, także w rejsy międzykontynentalne. CPL ma powstać od zera gdzieś w Polsce, ponoć najlepiej między Warszawą a Łodzią.

Za lokalizację idealną uznawany jest Mszczonów: tuż obok jest autostrada A2, niedaleko do A1, no i wszystko przy trasie przyszłej kolei. Pomysł zakłada, że razem z CPL powstanie linia kolei ­dużych ­pręd­kości. Nie chodzi tu o zwykłe ­Pendolino, ale o polskie TGV, czyli pociągi jeżdżące po specjalnym torowisku 300–350 km/godz. Linia prowadziłaby z Warszawy do Łodzi, a potem rozdwajała w kierunku Poznania i Wrocławia.

To miś jak marzenie: PKP wiezie nas polskim TGV z prędkością 350 km/godz. do międzynarodowego lotniska Mszczo­nów Airport, a tam czeka flota transatlantyckich maszyn Lotu, które zabierają pasażerów w odległe strony. Po bliższym przyjrzeniu się widać, że z misia wychodzi słoma. – A co zrobić z warszawskim Lotniskiem Chopina, które po niedawnej rozbudowie obsługuje 10,5 mln pasażerów rocznie? W tej liczbie pasażerowie tanich linii i czarterów – które wcześniej czy później przeniosą się do Modlina – stanowią 3–4 mln. Mamy więc 6–7 mln pasażerów, tymczasem Okęcie może obsłużyć 20 mln rocznie – wylicza Marek Serafin, ekspert branży lotniczej. Dodaje, że UE po doświadczeniach z Hiszpanii, gdzie są zamykane wielkie nowe lotniska, bo zabrakło pasażerów (np. Ciudad Real), nie chce finansować takich projektów. Zresztą z kolejami dużych prędkości jest tam podobnie przynoszą ogromne straty. Do stworzenia hubu konieczna jest silna macierzysta linia lotnicza, która zapewni odpowiednią siatkę połączeń. Tymczasem Lot walczy o życie. Choć entuzjaści przekonują, że Polska zasługuje na wielki europejski port, nic nie wskazuje, by taka inwestycja miała ekonomiczny sens.

CPL i kolej dużych prędkości były ukochanymi misiami Cezarego Grabarczyka, ówczesnego ministra transportu, a dziś wicemarszałka Sejmu. Jest prominentnym politykiem z Łodzi. Dlatego chciał być zapamiętany nie tylko jako wielki budowniczy autostrad, ale też ten, który własnemu miastu dał wielki port, a starą kolej zamienił na TGV. Jego następca Sławomir Nowak odłożył te pomysły na półkę. Nie był przeciw, ale uznał, że nie ma pośpiechu. On był z Gdańska, więc łódzki miś mu na nic.

Ale nie wszystko trafiło na półkę. Trwa gigantyczna i kosztowna (1,8 mld zł) budowa nowego Dworca Łódź Fabryczna, przenoszonego, nie wiedzieć czemu, pod ziemię. Powstaje z myślą o kolei dużych prędkości. Ten miś znalazł się już na celowniku ekspertów Jaspers – instytucji badającej racjonalność wydawania unijnych pieniędzy. Analiza kosztów i korzyści była nierealistyczna i nierzetelna, ocenili eksperci. A to może pozbawić misia unijnego dofinansowania wysokości 1 mld zł.

Prof. Janusz Czapiński bardzo krytycznie podchodzi do polskich misiów, zwłaszcza infrastrukturalnych: – Widzę w tym naszą narodową wadę, którą najlepiej obrazuje powiedzenie: zastaw się, a postaw się. Nie liczymy się z kosztami, chcemy zrobić wrażenie. Przykładem są dla mnie autostrady. Budowa dróg ekspresowych byłaby tańsza, za te same pieniądze moglibyśmy mieć więcej nowoczesnych tras. Ale my chcieliśmy się pokazać.

 

Miś wyścigowy

Popularnym gatunkiem misia są obiekty sportowe. Zwłaszcza ­aquaparki budowane za unijne pieniądze, które wyrosły w dziesiątkach miast i miasteczek na chwałę założycieli. Dziś los wielu obiektów jest niepewny, bo budując misia, zwykle zapomina się, że trzeba go będzie potem utrzymać. Wiedzą coś o tym miasta, które budowały stadiony na Euro 2012, a także minister sportu, który ma na głowie Stadion Narodowy. Kiedy ten obiekt powstawał, deklarowano, że choć wydamy 2 mld zł, nie będą to zmarnowane pieniądze. Stadion nie tylko będzie przedmiotem narodowej dumy, ale będzie zarabiał na swoje utrzymanie. Dziś trwa dramatyczna walka, by tego misia nie dokarmiać z budżetowych pieniędzy.

Niezrażone tym władze Krakowa postanowiły ubiegać się o  organizację Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2022. Przekonują, że obiekty olimpijskie z pomocą państwa i UE wybudują, a potem jakoś się je utrzyma. Do 2022 r. uda się też zapewne dokończyć zakopiankę, tradycyjnie najpoważniejszą przeszkodę w regionalnych aspiracjach olimpijskich. A w Zakopanem to już olimpijczycy będą mieli raj, o ile oczywiście znajdą się kolejne duże pieniądze, no i pomogą Słowacy, bo polskich Tatr powiększyć się nie da. Padają argumenty, że Kraków ma prawo do olimpijskiej rekompensaty za krzywdę, jakiej doznał, gdy pozbawiono go meczów Euro 2012. Bo misie często są budowane nie tylko z dumy, ale i poczucia krzywdy.

Podgatunkiem misia sportowego jest miś F1. Tor Formuły 1 to było zawsze marzenie większości miast i wielu kibiców, zwłaszcza gdy w F1 ścigał się Robert Kubica. Ale i dziś padają wezwania, by zbudować wielki tor, gdzie odbędą się zawody Grand Prix of Poland eliminacje mistrzostw świata F1. Zasługujemy na to, w końcu mniejsze od nas Węgry mają Hungaroring. Wiele misiów budowanych jest na fundamentach godnościowych i z zazdrości. Pomysłodawcy kuszą aktywizacją regionu, tysiącami miejsc pracy, setkami milionów wpływających do budżetu.

W samej tylko Łodzi są dwie lokalizacje potencjalnego toru. Jedna miejska (rejon Brus, gdzie kupiono 146 ha), a druga społeczna (koło Strykowa). O możliwości budowy toru F1 na Śląsku wypowiadał się wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk. Tor marzy się też władzom m.in. Gdańska, Wrocławia, Poznania, Radomia. Deklaracje w tej sprawie najczęściej padały w okresach wyborów, bo to jest dla misiów czas prokreacyjny.

– Tor F1 w Polsce? To dziś bardzo mało prawdopodobne – przekonuje Andrzej Borowczyk, łodzianin, ekspert w dziedzinie sportów motorowych, telewizyjny komentator wyścigów F1. – I nie chodzi tu tylko o ogromny wydatek rzędu kilkuset milionów euro, związany z budową toru. To biznes, którym rządzi jeden człowiek – Bernie Ecclestone, szef Formula One Management. To on decyduje, na którym torze zostaną rozegrane zawody F1. W najbliższych latach liczba rund mistrzostw świata F1 nie przekroczy zapewne 20, a chętnych do organizacji przybywa. Borowczyk zwraca uwagę, że każdy organizator wyścigu F1, musi płacić coroczną licencję kosztującą kilkadziesiąt milionów dolarów (nie płaci tylko Monako), a podczas zawodów zarabia tylko na biletach, bo przychody z reklam i transmisji telewizyjnych zgarnia Ecclestone. Trzeba więc mieć pomysł, jak tor utrzymać, co nie jest proste. Wiedzą coś o tym gospodarze toru Lausitz we wschodnich Niemczech. To taki niemiecki miś wyścigowy, wybudowany także z myślą o F1, w dużej mierze za pieniądze publiczne. Nigdy się na nim zawody F1 nie odbyły.

Miś rozrywkowy

Misiem wymarzonym przez wielu Polaków jest park rozrywki. Taki na miarę naszych ambicji i pozycji w Europie: wielki, z hotelami, restauracjami i ogromną liczbą atrakcji. Czekamy na polski Disneyland albo Legoland. Co ciekawe, tego misia chciało nam zafundować wielu inwestorów zagranicznych. Wprawdzie koncern Disneya wykluczył możliwość powstania na naszym kontynencie jeszcze jednego parku (wystarczy mu kłopotów z tym paryskim), ale nie brakuje innych chętnych. W Warszawie miał powstać park Michaela Jacksona, we Wrocławiu grupa George’a Lucasa chciała budować kompleks rozrywkowy, a na jej celowniku był jeszcze Kostrzyn i Modlin. Słynny tajemniczy inwestor turecki Vahap Toy w Białej Podlaskiej próbował stworzyć polskie Las Vegas z międzynarodowym lotniskiem, uczelniami, parkami rozrywki, torem F1. To już nie był miś, ale całe stado. Choć Biała Podlaska wierzyła w Toya, nic z jego planów nie wyszło. Podobnie jak z pozostałych projektów. Na przeszkodzie stawał zwykle brak pieniędzy, realizmu, ale także przepisy, bo inwestorzy chcieli, żeby napędem dla parków rozrywki były kasyna.

 

Mimo tylu porażek miś rozrywkowy okazał się nieśmiertelny. Niedawno dwóch poważnych inwestorów zagranicznych ogłosiło niemal jednocześnie, że pod Warszawą zbudują wielkie parki rozrywki. „Mazowsze będzie jak Floryda” – obiecywały media, które każdego misia kupują w ciemno. Adventure World Warsaw (AWW) miał powstać koło Grodziska Mazowieckiego, a  Park of Poland koło Mszczonowa. Plany pierwszego parku były imponujące, biorąc pod uwagę deklarowaną kwotę (750 mln euro). Pod względem obszaru (227 ha) byłby większy od paryskiego Disneylandu. W AWW miało powstać pięć tematycznych krain z kolejkami górskimi, aquaparkiem i dziesiątkami innych atrakcji. Zaplanowano też hotele, kina, restauracje. Zatrudnienie miało znaleźć 3 tys. osób, spodziewano się 2,6 mln gości rocznie. Była uroczysta inauguracja, w polu stanęła wielka brama do bajkowej krainy, za którą można było zobaczyć kilka spychaczy. Inwestor, spółka Las Palm, wydała na przygotowania 77,5 mln euro. Potem wszystko zamarło, a w październiku 2013 r. sąd ogłosił jej bankructwo.

Nie zraziło to konkurenta, Grupy Cinema City, planującej stworzenie Park of Poland koło Mszczonowa. – Zbudowanie kompleksu rozrywkowo-wypoczynkowego wymaga dużej wiedzy, doświadczenia oraz środków finansowych. Realizujemy nasz plan przekonani, że Polska jest dla niego właściwym miejscem oraz że pozyskaliśmy najlepszą lokalizację – deklaruje Moshe Greidinger, prezes Cinema City International. Uchyla się jednak od podania szczegółów, tłumacząc, że firma analizuje różne warianty, i obiecując, że szczegóły wkrótce ogłosi.

– Europejskie parki rozrywki odwiedza 150 tys. Polaków rocznie, więc i w Polsce gości by nie zabrakło. Inwestorów gubi jednak nadmierny rozmach i brak doświadczenia. Park rozrywki to trudny biznes, w którym nie można liczyć na szybkie zyski – tłumaczy Anna Marasek ze specjalistycznego portalu prakmania.pl.

Niektóre parki mogą się pochwalić sporą liczbą gości, ale wszyscy zdają sobie sprawę, że krótki sezon, niepewna aura i skromny poziom zamożności są barierami dla wielkich inwestycji rozrywkowych. – Najpopularniejszym modelem spędzania wolnego czasu jest u nas oglądanie telewizji. Zamożni i aktywni podczas wakacji odwiedzają wprawdzie parki rozrywki, te polskie i zagraniczne, ale specjalne wyprawy, żeby zabawić się w parku, to wciąż rzadkość. Nie mamy też bohaterów popkultury, którzy mogliby stać się ikonami polskiego parku, jak amerykańska Myszka Miki czy francuski Asterix – wyjaśnia prof. Małgorzata Bombol ze Szkoły Głównej Handlowej, zajmująca się gospodarką czasu wolnego.

Miś sakralny

Odmianą misia rozrywkowego są misie realizowane przez ambitnych duchownych. Polak katolik ma często potrzebę ekspresji swej wiary w kiczowaty sposób, za to w powalającej skali. Nie zraża się oburzeniem estetów ani deklaracjami teologów, jak chociażby ks. dr. Leszka Makówki, że „kicz może nie jest grzechem, ale z pewnością jest niemoralny”. Etnografowie zwracają uwagę, że niektóre inwestycje zbliżone są do parków rozrywki. Przykładem Licheń – centrum pielgrzymkowe, położone na wielkopolskiej wsi. Powstała tam gigantyczna bazylika (ósma w Europie, dwunasta na świecie), wyłożona marmurem, ze złoceniami, kryształami, największymi organami. Wszystko jest utrzymane w estetyce, która sprawiła, że Licheń zyskał markę katolickiego Las Vegas. Także ze względu na infrastrukturę: sklepy, hotele, restauracje, tereny piknikowe, stawy z plastikowymi kaczkami i łabędziami, patriotyczno-religijne rzeźby itd. Podobną inwestycję przygotowuje w Toruniu ojciec Tadeusz Rydzyk. Ma tam powstać wielki park religijno-rekreacyjny Polonia in Tertio Millennio z olbrzymim kościołem (na 3 tys. wiernych), ale także aquaparkiem, spa, obiektami sportowymi, sklepami i restauracjami.

Misie lubią rywalizację, zwłaszcza w kategorii pomników. Ponieważ najpowszechniej występującym gatunkiem misia są pomniki Jana Pawła II, to w Częstochowie stanął największy na świecie (13,8 m), żeby było śmieszniej w parku... miniatur sakralnych. Właściciel zadeklarował, że marzył o jeszcze większym papieżu, bo to jego religijne wotum, ale także atrakcja turystyczna. Ostatnio pojawiły się informacje, że inwestycja słabo się zwraca i park może mieć kłopoty finansowe.

W Świebodzinie postawiono figurę Chrystusa Króla (36 m), wyższą od tej z Rio, dzięki czemu stała się ciekawostką turystyczną na skalę europejską. Sławę świebodzińskiej figury z tworzyw sztucznych przyćmił wyższy Jezus w stolicy Peru (37 m). Ale w rosyjskim Soczi powstaje Chrystus Król, który będzie miał 83 m (w tym 50 m podstawy). Jaka będzie odpowiedź? Na Podbeskidziu, we wsi Kalna, stanął niedawno posąg Chrystusa Króla wysokości 10 m (z cokołem). Pobliskie Ustronie może się od niedawna poszczycić posągiem wysokości blisko 25 m (14 m cokół). I to nie jest zapewne ostatnie słowo.

Polityka 51-52.2013 (2938) z dnia 17.12.2013; Rynek; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Z życia misiów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną