Każdy chyba zna tego pokracznego misia, któremu oczko się odlepiło. Gigantyczna kukła z drewna i słomy, tytułowy rekwizyt komedii Stanisława Barei, była nie wiadomo po co, ale miała ważną misję. Budowała poczucie dumy, pokazywała światu, że stać nas na rzeczy wielkie, kosztowne i niepraktyczne. I ten miś to nie było nasze ostatnie słowo.
Misie mają się dziś lepiej niż przed laty. Każdy chce postawić własnego, najlepiej za publiczne pieniądze. Miś na miarę naszych czasów jest solidny, z betonu, kostki Bauma, stali, marmuru. Są misie w budowie i już zbudowane. Niektóre są w planach, a jeszcze więcej wymarzonych. Oto katalog misiów polskich.
Miś infrastrukturalny
Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju przygotowuje aktualizację programu rozwoju polskich lotnisk. Chce wrócić do idei budowy Centralnego Portu Lotniczego (CPL), środkowoeuropejskiego hubu, czyli dużego lotniska przesiadkowego. Może nie tak wielkiego jak porty we Frankfurcie czy Paryżu, ale przynajmniej takiego jak w Wiedniu albo Monachium. Koszt inwestycji – ok. 3 mld euro. Zlatywaliby się tu pasażerowie z odległych stron kontynentu, by polecieć dalej, także w rejsy międzykontynentalne. CPL ma powstać od zera gdzieś w Polsce, ponoć najlepiej między Warszawą a Łodzią.
Za lokalizację idealną uznawany jest Mszczonów: tuż obok jest autostrada A2, niedaleko do A1, no i wszystko przy trasie przyszłej kolei. Pomysł zakłada, że razem z CPL powstanie linia kolei dużych prędkości. Nie chodzi tu o zwykłe Pendolino, ale o polskie TGV, czyli pociągi jeżdżące po specjalnym torowisku 300–350 km/godz. Linia prowadziłaby z Warszawy do Łodzi, a potem rozdwajała w kierunku Poznania i Wrocławia.
To miś jak marzenie: PKP wiezie nas polskim TGV z prędkością 350 km/godz.